Długo był w cieniu krajowej czołówki, w tym oczywiście i lokalnego rywala Mariana Bublewicza. Nie dlatego, że znacznie ustępował najlepszym umiejętnościami. Nie miał po prostu szczęścia do sponsorów, a może oni nie mieli przekonania do olsztynianina. Bublewicz to była firma. Hołowczyc znany z ambicji, nienagannej techniki nie posiadał samochodu zdolnego do zapewnienia mu miejsca w elicie. Dopiero gdy Jacek Bartoś – szef stajni OBRSO FSO zaproponował Krzysztofowi współpracę ten dostał się na usta kibiców całej Polski.
Nie ukrywa, że marzą mu się międzynarodowe sukcesy. Lubi rajdy przebiegające drogami o luźnych nawierzchniach. „Szutry – to jak zabawa. Na nich można wykazać pełnię swych umiejętności” – często powiada
Już w ubiegłorocznym „Kormoranie” był o krok od zwycięstwa. Na przeszkodzie stanął wówczas Paweł Przybylski, posiadający wyższej klasy auto i mający poparcie serwisowe stajni Toyota Motor Poland. Do tegorocznej imprezy „Hołek” przygotowywał się szczególnie starannie. Dzięki pomocy Stomilu Olsztyn S.A., Toyoty i Castrola – wszedł w posiadanie nowego samochodu, prawdziwego „bolida”– A grupowej Toyoty. Odcinek na stadionie, w którym chciał zademonstrować pełnię swych umiejętności zakończył się dla olsztynianina pechowo. Ogromna moc silnika samochodu doprowadziła do zerwania półosi napędzającej jedno z kół. O nawiązaniu walki z Pawłem Przybylskim i Bohdanem Ludwiczakiem nie mogło być mowy. Serwis uczynił wszystko by na platformie startowej do zasadniczej części rajdu stanęła w pełni zreanimowana maszyna. Udało się. Hołowczyc jechał wspaniale. Wygrywał kolejne odcinki wyścigowe. Wolno, ale systematycznie powiększał przewagę. Tylko w dwóch próbach dał się wyprzedzić Przybylskiemu.
Wygrał rajd na swojej rodzinnej ziemi. Marzył o tym od najmłodszych lat, od czasu gdy siedząc na kolanach ojca prowadził Fiata po polnej drodze prowadzącej do rodzinnej „daczy”.
Niewiele jednak brakowało by na przeszkodzie stanęli ludzie stojący na poboczu trasy. Była to grupa nieodpowiedzialnych osób ukrywająca się pod szyldem ekologów. Nie zdając sobie najwyraźniej sprawy z jaką prędkością porusza ponad 200 konny potwór próbowała zablokować drogę. Nie uczynili tego w momencie gdy samochód był w bezruchu, próbowali tego dokonać już na odcinku, gdy pędził ze znaczną szybkością. Tym razem nie doszło do nieszczęścia, ale było bardzo blisko.
Krzysztof Hołowczyc ma na temat olsztyńskich „ekologów” swoje zdanie. Wyrażał je wielokrotnie. Startując w Finlandii i kilku innych krajach spotykał się z ekologami na co dzień. Tam miał kontakt z ludźmi wiedzącymi czego chcą, tu w rodzinnych stronach spotykał najczęściej – jak to określał – oszołomów, ludzi igrających z życiem własnym i innych.
Autor: Janusz PORYCKI
Tekst ukazał się w „Dzienniku Pojezierza” z 11 maja 1995 roku.