Rozgrywki w I lidze koszykarek zostały przerwane w decydującej fazie play off i nie będą kontynuowane. Ma obowiązywać stan z 19 marca tego roku, a wszelkie decyzje dotyczące awansów i spadków zapadną do 25 marca, niestety przy zielonym stoliku, co zawsze wzbudza kontrowersje. Sytuacja jest jednak wyjątkowa i musimy ją zaakceptować. Nasz jedynak w tej klasie – kobiecy zespół KKS Olsztyn może być spokojny. Byt zapewnił sobie przed godziną zero.
Olsztynianki w fazie zasadniczej zajęły siódme miejsce, ostatnie z bezpiecznych, co biorąc pod uwagę okoliczności tego sezonu jest dużym osiągnięciem drużyny, która jako jedna z nielicznych opiera się na własnych wychowankach. Zespół przez dużą część rozgrywek grał bez swoich dwóch wiodących zawodniczek – reprezentantki Polski U16 Marty Sztąberskiej (pierwszy mecz rozegrała dopiero w 13 kolejce) i Jolanty Wichłacz (włączyła się do rywalizacji w 7 serii). Wprawdzie ściągnięcie z zewnątrz Marii Wybraniec, a zwłaszcza Kariny Gzinki pozwoliło wystartować i zmontować w miarę przyzwoity skład, ale wyniki były mizerne. W pierwszej rundzie olsztynianki odniosły tylko jedno zwycięstwo, i nie zanosiło się, że w efekcie znajdą się nad kreska. Obecność na finiszu Marty i Joli okazał się zbawienny. Nie chodzi tu tylko o większe możliwości sportowe, ale przede wszystkim o morale zespołu. Zwycięstwa po dramatycznych zresztą bojach nad MON-POL Płock i SMS PZKosz Łomianki I wysunęły nas na upragnione siódme miejsce i na dwie kolejki przed końcem wiadomo było widmo degradacji zostało odsunięte.
Był to kolejny sezon kiedy KKS balansował na linie i choć do upadku nie doszło, perspektywy nadal są pesymistyczne. Nie wiadomo wprawdzie jak rozwinie się ligowy sport „po zarazie”, bo wiele scenariuszy jest możliwych, ale nie ulega wątpliwości, że w przypadku olsztyńskiego basketu, potrzebny jest skok jakościowy.
By nie przeżywać kolejnych horrorów niezbędny jest na dziś zastrzyk świeżej krwi i to z zewnątrz, bo wychowanki, z małymi wyjątkami,nie podołają I-ligowym wymaganiom. Biorąc pod uwagę możliwości finansowe KKS-u najprostszym wyjściem byłoby wypożyczenie dwóch-trzech mocnych juniorek z innych klubów. Wprawdzie Pomorze jest „zagospodarowane” przez potentatów, którzy stworzyli sieć drużyn rezerw i ekip satelitarnych, ale może spróbować z innych regionów kraju. Mimo wszystko gra w I lidze jest dla młodszych zawodniczek promocją i odskocznią.
Natomiast w dłuższej perspektywie należy zdecydowanie poprawić sytuację w grupach młodzieżowych. Co do jakości szkolenia nikt nie ma wątpliwości, że Państwo Sztąberscy i współpracownicy oddają dla koszykówki serce. Chodzi jednak o to,by na zajęcia trafiały dziewczęta rokujące nadzieję na przyszłość, które chcą pracować i poświęcić na sport swój wolny czas. Koszykówka ma być nie tylko przygodą, którąś tam w kolejności, ale pierwszą po obowiązkach szkolnych. To ma być prawdziwa pasja, a nie chwila szpanu.
Jeśli chcemy utrzymać w Olsztynie oraz Warmii i Mazurach zespół I ligi musi się wiele zmienić, także ewentualna współpraca KKS-u z innych klubami w województwie, ograniczającymi się do szkolenia grup najmłodszych. I tu swą rolę powinien odegrać Warmińsko-Mazurski Związek Koszykówki jako promotor takiego działania. Bez radykalnych decyzji szybko wprowadzonych w życie seniorski basket zginie bezpowrotnie,