Biało-czerwoni wybierali się na finały Mistrzostw Europy już jako bohaterowie narodowi, którzy dokonali nie lada wyczynu, awansując do grona 24 najlepszych jedenastek narodowych kontynentu. Wrócili na Okęcie, jako ćwierćfinaliści turnieju, co wszem i wobec ogłasza się jako sukces niebywały, a zawodników i trenera wynosi się pod niebiosa. Euforia z tego tytułu nie przeszkadza, raczej żenuje, bo każdy ma swoją ocenę wydarzeń.
Występ biało-czerwonych na stadionach Francji postrzega się jako historyczny, a jest ku temu tylko jedna podstawa. Otóż w tych rozgrywkach nigdy nam się nie wiodło i biorąc tylko to pod uwagę miejsce w czołowej ósemce jest wydarzeniem bez precedensu. Natomiast sportową notę reprezentacji określiłbym najwyżej jako dobrą i to bez rewelacji, bo warto się temu przyjrzeć bez emocji
– Awans do turnieju z udziałem 24 zespołów można potraktować jako odrobienie lekcji i wykonanie średniej trudności zadania. Do tej pory w finałach startowało 16 drużyn, a w przeszłości jeszcze mniej
– W pięciu rozegranych spotkaniach we Francji drużyna zdobyła zaledwie cztery bramki, prezentując solidną taktykę i nic ponadto
– W meczach z Ukrainą, Szwajcarią i Portugalią nie potrafiliśmy wykorzystać komfortu z uzyskanego prowadzenia. Od razu oddawaliśmy inicjatywę rywalom, grając na utrzymanie wyniku, co dwa razy się udało, a raz zemściło.
– Asekuranctwo w kluczowych momentach turnieju, rozgrywanie do znudzenia piłki na własnej połowie, tak jakby rozstrzygnięcie w rzutach karnych było jedyną receptą na awans.
– Nie kreujmy na siłę bohaterów, gdy tak naprawdę ich nie ma. Zawodnicy mieli lepsze i gorsze momenty, ale żaden z nich nie zasłużył na miano herosa.
– Nie spełnili oczekiwań ci, na których najbardziej liczono. Po prostu Krychowiak, Milik i Lewandowski nie osiągnęli formy sprzed kilku miesięcy i mimo ich ogromnego zaangażowania, waleczności nie podnieśli potencjału drużyny.
Nie chodzi o to by dyskredytować czyjeś osiągnięcia, bo każdy z nas trzymał kciuki i był sercem z piłkarzami. Chodzi jednak o trzeźwość oceny, a nie poddawanie się histerycznym przekazom medialnym i opiniom komentatorów, którzy patrzyli na wydarzenia przez różowe okulary tak jakby piłkarska reprezentacja Polski była nietykalna. Tak podchodząc do sprawy nawet z wiejskiego grajka można uczynić gwiazdę rocka.
Marek Dabkus