Dwa mecze u siebie gracie na różnych obiektach. Dlaczego?
Kilkanaście dni temu odbyło się zebranie działaczy klubów pierwszoligowych i większością głosów zapadła decyzja o zmianie regulaminu rozgrywek. W pierwszej wersji planowano rozgrywać mecze według starego systemu z uwzględnieniem par terytorialnych. Sternicy klubów uważali, że powinno odbyć się więcej spotkań, bo są wpływy za bilety, a to duży zastrzyk finansowy dla sekcji. Ja osobiście z takiego rozwiązania nie jestem zadowolony. Graliśmy przez wiele sezonów w Uranii, wcześniej przedstawiliśmy kierownictwu hali harmonogram meczów, wszystko było ustalone. I nagle taka niespodzianka. Terminy zostały zmienione, a w międzyczasie OSiR zakontraktował inne imprezy. Trudno mieć nawet pretensje. Zapowiada się, że część spotkań rozegramy w hali kortowskiej, ale to już nie nasza wina.
Nowy system jest nie na rękę z innego powodu. Wiadomo, że występujemy w rozgrywkach o Klubowy Puchar Europy. Zwiększenie częstotliwości gier we wstępnej fazie ligi spowoduje to, że wiele spotkań rozegramy w środku tygodnia. Trudno to będzie wszystko pogodzić.
Przejdźmy do spraw ściśle sportowych. Czy zespół stać na obronę podwójnej korony?
Ja przynajmniej taki cel zakładam, choć personalnie jesteśmy trochę słabsi niż w poprzednim sezonie. Odejście Leszka Urbanowicza jest bardzo dużym osłabieniem. Przynajmniej w ostatnim okresie była to kluczowa postać w zespole. Doskonale przyjmował zagrywkę, a ponadto atakował i blokował. Arek Wiśniewski był kapitanem drużyny, najbardziej doświadczonym zawodnikiem, który dobrze atakował z krótkiej wystawy, a ponadto potrafił poderwać kolegów do walki. Dwaj czołowi siatkarze odeszli, ale podobnie jest w pozostałych zespołach.
Czy w związku z tym taktyka gry się zmieni?
Korekty są oczywiście niezbędne, bowiem taktykę trzeba podporządkować możliwościom zawodników. Zresztą może to nam wyjść na dobre. Rywale przyzwyczaili się do naszego stylu, trzeba ich czymś zaskoczyć. Nie przewiduję jednak rewolucji, nie należy burzyć tego co nam przynosiło sukcesy.
Straciliśmy trzech zawodników, bo odszedł jeszcze Przeździecki. Pozyskaliśmy tylko jednego – Jarosława Szalpuka. Jak pan go ocenia?
Ciesze się, że wrócił do Olsztyna. To przecież nasz wychowanek. Przez kilka sezonów występował w Jastrzębiu, ostatnio jako podstawowy zawodnik. Widać, ze nabrał doświadczenia, jest wszechstronny, taki gracz zawsze jest potrzebny w drużynie. Co do bilansów zysków i strat personalnych sprawa przedstawia się inaczej. Pamiętajmy, że do drugiej ligi awansował rezerwowy zespół AZS Olsztyn i każdy z tych zawodników ma otwarta drogę do ekstraklasy. Świadomie nie włączyłem ich do składu naszej kadry. Po co maja siedzieć na ławie. W każdym razie z największa uwagą będę śledzić grę młodzieży i być może ci zawodnicy zadebiutują w pierwszej drużynie.
Czy miał pan kłopoty z przygotowaniem zespołu do rozgrywek?
Znalazłem się w niewdzięcznej sytuacji. Część zawodników przygotowywała się z kadrą narodowa do Mistrzostw Europy, druga ćwiczyła w klubie. Razem spotkaliśmy się dopiero przed trzema tygodniami na turnieju w Paryżu. Jedni mieli serdecznie dość siatkówki, inni wchodzili w cykl spotkań towarzyskich. Bardzo trudno to wszystko pogodzić, a do tego przyplątały się kontuzje i choroby. Mariusz Szyszko rozegrał dwa krótkie spotkania w turnieju we Francji, skręcił nogę i do tej pory nie wystąpił w żadnym meczu. Na razie nie chcę ryzykować, bo przecież czeka nas bardzo trudny sezon. Mariusz Sordyl i Witold Roman tez narzekają na dolegliwości. Powoli jednak wszystko wraca do normy.
Po odejściu Przeździeckiego Szyszko został właściwie jedynym rozgrywającym.
Przekwalifikowałem na te pozycje Tomasza Kluchcińskiego, który wprawdzie dwa lata nie rozgrywał, ale sytuacja zmusiła nas by powrócił do tej roli. Ostatnio w trudnych chwilach wspomagał go Mariusz Sordyl, który swego czasu wystawiał w Resovii. W każdym razie na wszystkie ewentualności jesteśmy przygotowani.
Apetyt rośnie w miarę jedzenia. W kraju zdobyliśmy najwyższe trofea. Czas na poważniejszy sukces międzynarodowy.
W poprzednich sezonach nam się nie powiodło, ale tamtych startów nie oceniałbym negatywnie. Przecież wyeliminowaliśmy niezłe zespoły: Vojvodinę Novy Sad, Bordeaux. Przegraliśmy po bardzo wyrównanej walce z niemieckim Moers. Chcemy osiągnąć coś w pucharach, ale to naprawdę niełatwe zadanie. Mimo wszystko jesteśmy trochę słabsi niż rok temu. Nasz pierwszy rywal – fińskie Kuopio to wbrew powszechnej opinii przeciwnik silny naszpikowany reprezentantami, uczestnikami Mistrzostw Europy. Liczę na sukces, ale następna przeszkoda – LAS Palmas to klub, o którym krążą legendy, że u siebie nie przegra nawet z włoskimi zespołami. Spotykaliśmy się z nimi na turnieju w Belgii. Wygraliśmy 3:0. Ale zarówno my jak i oni wystąpiliśmy w rezerwowych składach. To kamuflaż, dopiero mecze o stawkę pokażą wartość zespołów.
Rozmawiał Marek Dabkus
Tekst ukazał się w Gazecie Olsztyńskie 16 października 1991 r.
PS. Mimo wspomnianych kłopotów AZS Olsztyn obronił podwójna koronę.