Rok temu sytuacja piłkarzy Polonii Lidzbark Warmiński była katastrofalna. W kasie klubowej pustki, na boisku zespół przegrywał mecz za meczem w klasie B. Zawodnicy wstydzili się chodzić po ulicy, gdyż kibice wypominali im kompromitujące porażki. Doszło do tego, że drużyna spadła na przedostatnie miejsce w tabeli i groziła jej degradacja do klasy C, a to byłoby chyba równoznaczne z likwidacja sekcji.
Piłkarze widać przestraszyli się tej perspektywy. Sami próbowali opanować bałagan organizacyjny. Przedtem zespołem z konieczności rządzili starsi zawodnicy, brakowało trenera. Zajęcia odbywały się od czasu do czasu przy niewielkiej frekwencji. Trzeba było przede wszystkim znaleźć szkoleniowca. Funkcji podjął się Wiesław Mikołap, który od razu wziął się ostro do roboty. Okazało się, że nawet w skromnych warunkach i przy niewielkich nakładach można coś osiągnąć. Zimą drużyna pracowała bardzo solidnie, a wyniki uzyskane w rewanżowej rundzie przeszły najśmielsze oczekiwania. Jesienią zespół z największym trudem uzyskał 7 punktów, w drugiej fazie rozgrywek aż 20. Niewiele brakowało by Polonia wywalczyła awans do klasy A.
W czasie rundy rewanżowej trener Mikołap wyjechał za granicę. Jego obowiązki przejął grający w zespole Januariusz Roszak. Kontynuował pracę poprzednika. Nikt nie miał wątpliwości, że tak nagła poprawa sytuacji polonistów jest zasługa obu szkoleniowców.
W Lidzbarku Warmiński postanowiono wykorzystać siłę rozpędu, tym bardziej, że w maju odbyło się zebranie sprawozdawczo-wyborcze klubu i nowy zarząd tez postawił sobie ambitne cele. Nadarzyła się okazja by futbol lidzbarski wypłynął na szersze wody. Otóż redakcje krakowskiego „Tempa” i „Rzeczpospolitej” wymyśliły turniej z okazji 70-lecia odzyskania przez Polskę niepodległości. W imprezie miały wystartować wszystkie zespoły w kraju o nazwie Polonia. W Lidzbarku z zaproszenia skwapliwie skorzystano, tym bardziej, że w rozgrywanym systemem pucharowym turnieju gospodarzem była zawsze drużyna niższej klasy, a Polonia Lidzbark Warmiński jako przedstawiciel klasy B była w sytuacji uprzywilejowanej.
I rzeczywiście piłkarze z Lidzbarka w swojej strefie (uczestników podzielono na cztery strefy terytorialne) radzili sobie znakomicie. Pokonywali kolejne przeszkody, choć przecież trafiali na rywali teoretycznie mocniejszych. Turniej Polonii stał się w Lidzbarku sportowym tematem dnia. Na mecze przychodziło coraz więcej widzów. Starszym działaczom przypomniały się czasy, kiedy to Lidzbark należał do najsilniejszych ośrodków piłkarskich w województwie olsztyńskim.
Szczególne emocje wzbudziło półfinałowe spotkanie strefy z Polonią Płoty. Stawka był awans do czołowej czwórki turnieju, a perspektywie kolejny mecz nie z byle kim, bo „Czarnymi Koszulami”. To mobilizowało dodatkowo środowiska z Lidzbarka i Płotów. Może dlatego spotkanie przebiegało w nerwowej atmosferze, a zwycięzcę wyłoniono dopiero po dogrywce. Lidzbark wygrał 2:1. Szalejący z radości zawodnicy i kibice z niecierpliwością oczekiwali przyjazdu sławnej Polonii Warszawa. Rozpoczęto stosowne przygotowania, wszyscy pragnęli by turniejowe spotkanie stało się dla środowiska sportowym świętem. Niestety, warszawiacy potraktowali imprezę zupełnie inaczej, postanowili wycofać się i oddać mecz walkowerem. W Lidzbarku przyjęto to z mieszanymi uczuciami. Z jednej trony piłkarze byli rozżaleni, bo na tę próbę czekali wiele tygodni, rezygnując z letnich wakacji i urlopów, z drugiej cieszyli się z kolejnego awansu już do ścisłego finału, gdzie przyjdzie się spotkać z nie mniej renomowanym rywalem – Polonia Bytom.
Finał wyznaczono na 13 listopada. Wszyscy mają nadzieję, że mecz dojdzie do skutku, tym bardziej, ze oba zespoły nie będą już zaangażowane w rozgrywki ligowe. Któż mógł przed rokiem przypuszczać, że do Lidzbarka przyjedzie zespół z takimi osiągnięciami i tradycjami. Impreza się jeszcze nie zakończyła, ale już dziś można stwierdzić, że stała się punktem zwrotnym w działalności piłkarskiej sekcji Polonii Lidzbark Warmiński. I nie chodzi ty tylko o mobilizację zawodników, trenerów oraz działaczy. Futbol powrócił do łask mieszkańców miasta, którzy z chęcią przychodzą na stadiom by dopingować swych piłkarzy. A ci mogą już bez obaw przechadzać się ulicami Lidzbarka. Zamiast poprzednich wymówek z duma wysłuchują słów uznania.
Zawodnicy poczuli się pewniej i choć wielu z nich to młokosy z zupełnie innym nastawieniem przystąpili do tegorocznych rozgrywek ligowych. Po sześciu kolejkach wspólnie z rezerwami Granicy przewodzą w tabeli klasy B. Odnieśli pięć zwycięstw, przegrali tylko raz w Miłakowie. Strzelili rywalom 33 bramki, tracąc zaledwie cztery, w tym dwie z rzutów karnych. Są trochę zmęczeni, bo w przeciwieństwie do innych przez całe wakacje grali w turnieju, ale konsekwentnie dążą do celu. Chcą awansować do klasy A, wierzą, że im się to uda.
Za tymi niespodziewanymi osiągnięciami nie nadążają jeszcze sprawy organizacyjne. Prezes klubu Jan Matusiak i kierownik sekcji Henryk Wobalis zwijają się jak w ukropie, ale trudno od razu zlikwidować poprzednie zaniedbania. Nie można opierać przyszłych sukcesów tylko na drużynie seniorów. Młodzież lidzbarska garnie się do futbolu, jest jednak pozbawiona fachowej opieki trenerskiej. W szkołach preferuje się inne dyscypliny, piłkę nożną odsuwa się na bok.
Nowemu zarządowi udało się nawiązać współpracę z miejscowymi zakładami pracy. Rejonowe Przedsiębiorstwo Melio0racyjne, Okręgowa Spółdzielnia Mleczarska, Rejon Dróg Publicznych oferują pomoc w transporcie i sprzęcie, większe zainteresowanie niż do tej pory wykazują naczelnicy miasta i gminy. Potrzeby jednak są znacznie większe. Zwłaszcza, że wraz z osiągnięciami piłkarzy przyszły sukcesy siatkarzy Polonii, którzy awansowali do ligi międzywojewódzkiej.
Jedno jest pewne. Sport lidzbarski otrząsnął się z letargu. Warto tę szanse wykorzystać. Przekonuja o tym tradycje i oczywiście możliwości.
PS. w finale turnieju Polonii zespół z Lidzbarka przegrał z drużyna Bytomia 0:2 (bramki: Wierzbanowski i Rutkowski), ale wydarzenie było rzeczywiście wielkim sportowym świętem.
Finaliści turnieju Polonii
Krzysztof Stepniewski, Andrzej Baranowski, Stanisław Grygo, Bogdan Chodkowski, Zbigniew Sieńko, Wiesław Sukniewicz, Marek Szakalis. Józef Grmala, Januariusz Roszak, Zbigniew Fyk, Henryk Serwach, Jerzy Lewko, Adam Gudaniec, Marek Augun, Jerzy Hryncewicz, Tomasz Jurkowski, Sławomir Mielnik.
Autor Marek Dabkus
Tekst opublikowano w Gazecie Olsztyńskiej 12 października 1988 roku i przechowywany był w archiwum red. Janusza Poryckiego