W tym bałaganie nic się nic zgadza, dlatego łatwo przewidzieć czarny scenariusz. Zdaję sobie też sprawę, że nie przekonam do swoich racji ortodoksyjnych fanów, bo oni nie uznają żadnych argumentów, ale cieszę się, że coraz więcej jest ludzi trzeźwo myślących, którzy zaczynają zdawać sobie sprawę przy takiej strategii PZPN-u i pełnej tolerancji dla klubów, futbol osiąga dno. Mam na myśli i poziom sportowy, i faktyczne zainteresowanie kibiców. W niższych ligach, mieniących się za profesjonalne, frekwencja na trybunach jest wręcz żenująca.
Czy w tej sytuacji może dziwić fakt, że kluby mające w składach zawodowych piłkarzy (ich popisy ogląda garstka widzów) żyją cały czas na kredyt i co jakiś czas ogłaszają stan klęski żywiołowej?
Rok temu chore ambicje I-ligowe w OKS 1945 skoczyły się 400-tysięcznym długiem. Jak w Olsztynie finanse zostały wyprostowane i jest chwila spokoju, zabrzmiał alarm w Jezioraku. I tak będzie na okrągło aż dojdzie (tak jak w Grecji) do przesilenia.
Zresztą symptomy krachu są coraz wyraźniejsze. Nie wiadomo, czy uda się skompletować skład II ligi wschodniej. Wycofał się Nadarzyn, nie chcą nowych ligowych zobowiązań przyjąć Olimpia Zambrów i Huragan Morąg. Bo ludzie przejrzeli na oczy i boją się ryzyka. Zabawa w ligowy futbol to droga impreza, na pewno za droga w stosunku do zainteresowania. Wyznając zasadę, że kropla drąży skałę.
Ponawiam propozycję:
– Ekstraklasa – profesjonalna
– I liga – półprofesjonalna ( w kadrze klubowej:50% zawodowców, 50% amatorów)
– Od II ligi w dół- amatorzy
( II liga cztery grupy po 16 zespołów, III liga 16 grup wojewódzkich)
Marek Dabkus
Tekst zamieszczony na portalu WAMA-SPORT 28 czerwca 2011 r.