WAMA-SPORT Historia – To brzmi jak bajka, ale był taki Trener i jego dziewczyny

Fot.ilustracja

Proponujemy przeczytać tekst Andrzeja Wajzera, byłego koszykarza, męża Teresy Jankowskiej świetnej zawodniczki Stomilu, wychowanki trenera Aleksandra Grzegorzewskiego. Rzecz o wspaniałym człowieku i czasach, gdzie klub był drugim domem, a trener – ojcem, a w sporcie liczyła się przyjaźń i lojalność. Pani Teresa i Pan Andrzej swego czasu wyemigrowali do Kanady, ale wspomnienia pozostały...

NIEPOKONANY – czyli historia bluźnierczej wiary i fanatycznej pracy

Po raz kolejny przejrzał swoje notatki. Były tam zalecenia, jakie zamierzał przekazać swoim zawodniczkom na odprawie przedmeczowej. Gruby brulion, który trzymał w ręku zwierał wszystko: obozy i zgrupowania, plany szkoleń zespołowych i indywidualnych, strategie, wnioski i spostrzeżenia. Łatwo mógł z nich odtworzyć ostatnie 6 lat swojej pracy, której cel był tyko jeden – stworzyć zespół, który będzie groźny dla najlepszych drużyn w Polsce.

– Mrzonki i marzenia nie do spełnienia! – słyszał dookoła. – Niepoprawny optymista! – dodawano.

Takie komentarze i uszczypliwe uwagi jeszcze bardziej go mobilizowały. On nie poddawał się nigdy. On wierzył.

Czytając założenia przedmeczowe chciał się upewnić, że o niczym nie zapomniał. Zdawał sobie sprawę, iż będzie rozliczony po meczu. Przede wszystkim nie chciał zawieść swoich dziewczyn i kibiców. Kibice… Na kolejne mecze przychodziło ich coraz więcej. Ich wiara w zwycięstwo i szalony doping dodawały skrzydeł jemu i jego drużynie. Złożył szybko brulion i sprawdził czas. Do meczu pozostawały jeszcze 2 godziny.

* * *

Już od rana była spięta i podenerwowana. Nie mogła w domu znaleźć sobie miejsca. Sama dziwiła się i była nawet zła, że taki stan ją ogarnął. Przecież nie miał to być jej pierwszy, czy też tak ważny mecz w karierze. Nie pierwszy też raz miała stanąć naprzeciw najlepszym dziewczynom w kraju. Nigdy jej to nie tremowało, a wręcz przeciwnie – mobilizowało. Za każdym razem chciała udowodnić, że nie jest gorsza i że świetnie sobie radzi. Przede wszystkim nie mogła zawieść zaufania Trenera. Zwłaszcza od tamtego czasu, gdy po którymś z treningów, nie odrywając wzroku od swojego grubego notatnika, zapytał:

– Teresa. Będziesz kapitanem drużyny?

Było to bardziej stwierdzenie, niż pytanie, dlatego stała przez chwilę nie wiedząc, jak zareagować. Dopiero wtedy szeroko się uśmiechając dodał:

– Terka, zgadzasz się. Prawda?

Był jej Trenerem, spowiednikiem i nieomalże ojcem. I nie tylko jej. Wszystkie dziewczyny wiedziały, że mogą zwrócić się do niego z każdą, bez wyjątku, sprawą. I że on, jak zawsze, im pomoże.

Pomyślała, że to dzisiejsze napięcie może być po części spowodowane rosnącymi oczekiwaniami kibiców, których gorący doping czuła wielokrotnie na własnych plecach. Oczywistym było, że projektanci niewielkiej sali przy Gietkowskiej nigdy nie pomyśleli, że będzie ona świadkiem tak gwałtownie narastającego oblężenia kibiców. Nie było prawdą, że od jakiegoś już czasu pękała w szwach. Ona rozciągała się jak balon, przyjmując w siebie coraz to większe ilości widzów.

Nadeszła pora. Nawet cieszyła się, że wreszcie wyjdzie z domu. Chwyciła, poprzedniego już dnia przygotowaną, torbę ze sprzętem, rzuciła krzątającej się w kuchni matce krótkie – „Idę na mecz” i nie czekając odpowiedzi wyszła z domu.

Matka nigdy nie okazywała zbytniego zainteresowania jej życiową pasją, ani nie śledziła jej postępów i osiągnięć. Być może, że to wszystko dostrzegała, a nawet na swój sposób przeżywała, ale nigdy nie potrafiła przełamać trudnych przeżyć z przeszłości, jakich doznała ona i jej pokolenie. Zbiegła ze stopni, wyszła na ulicę i ruszyła przed siebie. Tę drogę znała doskonale od lat. Normalnym marszem za 25 minut będzie na sali.

* * *

– Gdzie się tak spieszysz? Przecież mecz jest dopiero za 2 godziny. Zdążysz! Gonisz, jakby czekało tam na ciebie jakieś wielkie szczęście! Żona mówiła tak za każdym razem, gdy wychodził na mecz. Czy to było wielkie szczęście, którego oczekiwał? Nigdy się nad tym nie zastanawiał, ale wiedział, że takiej dawki adrenaliny nie otrzymywał już od dawna. Nawet nie wiedział, jak i kiedy go to wkręciło. Pewnie wtedy, gdy olsztynianki – wtedy jeszcze drużyna drugoligowa – zaczęły sprawiać kolejne niespodzianki wygrywając z najlepszymi. Od tamtego czasu nie chciał przegapić już żadnego meczu. Zespół młodych i niedoświadczonych koszykarek z Olsztyna krzepł i dorastał w przyspieszonym tempie.

Dzisiaj tez już chciał tam być. Chciał chłonąć to narastające przedmeczowe napięcie. Najpierw pojawiały się pierwsze osoby z obsługi sali. Potem zaczynali przybywać najwierniejsi kibice. Tacy, jak on. Zjawiał się Trener i kolejne zawodniczki. Ich imiona i nazwiska znal na pamięć. Wszystkie je mógłby nawet w środku nocy wyrecytować bez zająknięcia. Potem zwykle nadjeżdżał autokar, z którego wyłaniały się przeciwniczki. Napięcie rosło. Przybywali działacze, rodziny zawodniczek i coraz liczniej kibice. Każdy śpieszył się, by zając miejsce jak najbliżej parkietu. Chcieli czuć, chłonąc i uczestniczyć w walce. Pomagać podpowiedziami i ostrzegać. Być szóstą koszykarką na parkiecie.

* * *

Jeszcze dwa lata temu, gdy młoda drużyna Stomilu stawała w drugoligowe szranki, większość obserwatorów i kibiców koszykówki oczekiwało, że w najlepszym wypadku zajmie ona na koniec sezonu bezpieczne miejsce w środku tabeli. Zdania tego nie podzielał Trener zespołu Aleksander Grzegorzewski. On plany miał inne. Trudno było znaleźć większego niż on pasjonata koszykówki i tytana pracy. Poświęcił się tej dyscyplinie sportu całkowicie. Wśród zawodniczek znalazł także swoją przyszłą żonę.

Już pierwsze ligowe mecze pokazały, że w olsztyniankach tkwi ogromny potencjał. Wszystko zależało wiec od Trenera. Jak poradzi sobie z uwolnieniem tych talentów i jak ukształtuje je w dobrze funkcjonującą i wygrywającą drużynę? Następne spotkania tylko potwierdziły oceny dużych możliwości zespołu, a Trener udowadniał, że ciężką pracą można zbudować klasową drużynę, opierając się tylko i wyłącznie na własnych wychowankach.

Sezon 1973/74 okazał się być przełomowym dla Stomilu Olsztyn. Drużyna przeszła cały sezon jak burza wygrywając wszystkie ligowe spotkania i wyprzedziła różnicą 8 pkt najważniejsze rywalki. W 40-letniej historii polskiej koszykówki kobiecej zdarzyło się to po raz pierwszy. Awans Stomilu zapisał się również w historii koszykówki Warmii i Mazur – po raz pierwszy olsztyńska drużyna miała stanąć do walk pierwszoligowych.

Następny sezon 1974/75 postawił przed dziewczętami i Trenerem jeszcze większe wyzwanie – utrzymanie się w I lidze. Wieloletnia zła tradycja potwierdzała, że oba zespoły beniaminków spadały do klasy niższej już po roku występów w ekstraklasie. Głównym zadaniem było te tradycje przełamać. I zadanie to zostało wykonane. Kolejne na drodze realizacji wielkiego marzenia. Wyniki całego sezonu i reprezentowany przez Stomil poziom umiejętności zaskoczył nawet największych optymistów. Po wygraniu 15 spotkań i zdobyciu 51 pkt drużyna pozostała w I lidze zajmując 7 miejsce, wyprzedzając zespoły: AZS Poznań 49 pkt, Lecha Poznań 48 pkt i Znicza Pruszków 46 pkt.

Gratulacjom nie było końca, ale dla wtajemniczonych wiadomym było, że ojcem sukcesu jest Aleksander Grzegorzewski. Kolejny sezon 1975/76 miał pokazać, czy olsztyńską drużynę stać na więcej, czy też jest to już szczyt jej możliwości.

* * *

Ta sobota i niedziela miały być kolejnym i trudnym sprawdzianem dla młodej drużyny Stomilu. Dwumecz Stomilu Olsztyn z Wisłą Kraków elektryzował już od jakiegoś czasu olsztyńskich kibiców. Drużyna krakowska, wielokrotny mistrz Polski i ćwierćfinalista Pucharu Europy była zdecydowanym liderem ekstraklasy. Stomil walczył o utrzymanie pozycji w środku tabeli i odsunięcie zagrożenia dostania się do strefy spadkowej.

Wisła pamiętała, że w poprzednim sezonie, grając ze Stomilem we własnej sali, była o krok od porażki i tylko szczęśliwy zbieg okoliczności pozwolił jej odnieść zwycięstwo. Dlatego potraktowała najbliższe mecze poważnie i przyjechała do Olsztyna w najsilniejszym składzie.

W jej drużynie występowały Halina Kaluta i Halina Wyka-Iwaniec, które uważane były za jedne z najlepszych w Europie par rozgrywających. Barbara Wiśniewska i Lucyna Berniak – to z kolei najlepsze snajperki w lidze. Trzon zespołu uzupełniały: Elżbieta Biesiekierska (koszykówki uczyła się w olsztyńskiej Łączności), Teresa Starowiejska i Janina Wojtal. Wisła, aby wygrać w Olsztynie, nie mogła sobie pozwolić na taryfę ulgową. Trener Aleksander Grzegorzewski liczył na swoje najlepsze zawodniczki: Teresę Jankowska, Wiesławę Grabowską, Danutę Rumińską, Hannę Podrzycką i Elżbietę Walczak.

Olsztyńscy kibice trafnie oceniali szanse obu drużyn. Liczyli jednak, że będą świadkami ciekawych i zaciętych spotkań. Smaczku meczom dodawał fakt, że na sali był obecny trener kadry narodowej – Zygmunt Olesiewicz. Nadkomplet widzów, zażarta i nieustępliwa walka na parkiecie o każdą piłkę, ambicja i determinacja koszykarek oraz ogłuszający doping kibiców – tak w skrócie można opisać atmosferę i zaciętość obu spotkań.

* * *

Sobotni mecz zakończył się zwycięstwem zespołu krakowskiego 72:64 (44:27). Do niedzielnego rewanżu stomilanki przystąpiły jeszcze bardziej skoncentrowane i zdeterminowane wolą wygranej. Już od pierwszych minut toczyła się wyrównana i zacięta walka. W 3 min. Stomil prowadził 5:3, a w 7 min. 12:7. Publiczność szalała z radości. Wisła jednak, dzięki swojemu doświadczeniu przetrzymała trudny dla siebie okres, doprowadzając do kolejnych remisów 12:12 i 17:17 i uzyskując na koniec pierwszej połowy korzystny wynik 48:40. Przewagę tę krakowianki powiększyły na początku drugiej połowy do 18 punktów. Od tego jednak momentu obserwujemy finisz drużyny Stomilu. Dzięki celnym rzutom Jankowskiej, Podrzyckiej, Rumińskiej i Grabowskiej potrafiły zmniejszyć tę przewagę do 6 punktów. To niezwykle emocjonujące spotkanie zakończyło się wynikiem 82:76 dla Wisły Kraków. Stomilanki były o krok od sprawienia największej ligowej sensacji.

Po niedzielnym meczu trener kadry narodowej, Zygmunt Olesiewicz, nie szczędził pochwał drużynie olsztyńskiej:

– Muszę stwierdzić, że jestem mile zaskoczony nie tylko grą drużyny, ale olbrzymim zainteresowaniem koszykówką w Olsztynie. Wisła, to wymagający przeciwnik. Aby nawiązać z tą drużyną wyrównaną walkę, trzeba grać na dobrym poziomie, a tak przecież było na olsztyńskim parkiecie. Stomilanki udowodniły, że ich dotychczasowe zwycięstwa nie były dziełem przypadku, czy też słabszej dyspozycji drużyny przeciwnej. Olsztyn doczekał się dobrej drużyny koszykówki. Wyróżniam Grabowską, Jankowską, Podrzycką i Rumińską. W swojej prywatnej klasyfikacji rezerwuję w tym sezonie reprezentantkom fabryki opon szóstą lokatę. Koszykarki Stomilu stać na zwycięstwa z najlepszymi.

W ten oto sposób, jeden z największych autorytetów koszykówki kobiet w Polsce – trener kadry Zygmunt Olesiewicz, potwierdził, że „szalony i nierealny” cel Trenera Aleksandra Grzegorzewskiego został osiągnięty! Marzenia tego niewielkiego wzrostem, lecz ogromnego sercem, poświęceniem i pracą olsztyńskiego pasjonata koszykówki spełniły się – trenerzy najsilniejszych polskich drużyn obawiali się o wynik spotkania, gdy ich drużyny stawały do rywalizacji z zespołem Stomilu Olsztyn – drużyny Trenera.

* * *

Zgodnie z przewidywaniami Zygmunta Olesiewicza, sezon mistrzowski 1975/76 koszykarki Stomilu zakończyły na 6 miejscu, odnosząc w 36 spotkaniach 15 zwycięstw. Zanotowały więc awans o jedną pozycję w stosunku do sezonu poprzedniego. Należy przy tym pamiętać, że osiągnęły to, mimo wcześniejszego odejścia najlepszej snajperki – Elżbiety Pawlik-Berger, prześladujących zespół w II rundzie licznych kontuzji oraz wciąż bardzo młodego wieku całego zespołu.

Andrzej Wajzer

(W tekście wykorzystano fragmenty relacji prasowych redaktora Janusza Poryckiego.)

Aleksander Grzegorzewski zmarł 18 marca 2001 roku. W jednym z nekrologów znalazły się następujące słowa:

NASZEMU TRENEROWI

Aleksandrowi Grzegorzewskiemu

za

spotkanie z koszykówką,

wędrówki po górach i jeziorach,

smak zwycięstwa i porażki,

za

ciepłą mądrość i takt, powagę i żart,

prawdziwość przyjaźni, rozmowy o koszykówce i życiu,

a po wielu latach za zwyczajne „co u ciebie”,

za serdeczne „trzymaj się ciepło” na do widzenia,

za to, że teraz zabrakło słów.

Dziękujemy

Trzymaj się ciepło, Trenerze.

Szczęścia po tamtej stronie tęczy.

Wychowankowie ze wszystkich lat

!!!

Chcesz wesprzeć portal WAMA-SPORT?

Jeśli chcesz pomóc nam w prowadzeniu portalu, zachęcamy do wsparcia nas na Patronite! Już 3zł miesięcznie jest dla nas znaczącą kwotą!

To zajmie tylko chwilę! Transakcji możesz dokonać przez przelew bankowy, BLIK lub PayPal!

Koszykówka Olsztyn sport seniorski

Komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze Najczęściej oceniane
Inline Feedbacks
View all comments

Wspierają nas

Ośrodek Sportu i Rekreacji Olsztyn

Warmińsko-Mazurskie Zrzeszenie Ludowych Zespołów Sportowych

Urząd Marszałkowski Województwa Warmińsko-Mazurskiego

0
Chcielibyśmy poznać Twoją opinię! Skomentuj artykuł!x