Gdy impreza goni imprezę nie ma czasu by zastanowić się dokąd zmierza świat sportu. Tymczasem przyszła chwila refleksji, także prognoz. W dobie totalnych zagrożeń nasuwają się fundamentalne pytania. Czy współczesny sport ma szanse przetrwać w takim kształcie jak obecnie, czy nie jest to znak, że można coś zmienić, spowodować, że tak jak kiedyś, będzie w nim więcej pasji niż biznesu, bo ostatnio proporcje jakby się odwróciły.
Nie odmawiam sportowego zacięcia tym najwybitniejszym, którzy mimo niemoralnie wysokich nagród nadal mają w sobie chęć wygrywania i doskonalenia swych umiejętności. Można to nawet zaakceptować, choć pula w wielkoszlemowych turniejach tenisowych, albo ceny transferowe najlepszych piłkarzy powalają z nóg w konfrontacji z prozą życia. Trudno pogodzić się jednak z faktem, ze ogromne pieniądze towarzyszą też sportowej przeciętności. Ot choćby polski futbol klubowy. Czy zwyczajny wyrobnik (nie artysta) powinien zarabiać krocie? Porównajmy rozgrywki piłkarskie w Polsce z konkursem skoku o tyczce. Gdy najlepsi (także Polacy) walczą o zwycięstwo na wysokości 6 metrów u nas walka na murawie rozgrywa się na poziomie 5.20 i wszyscy są zachwyceni. Otumanieni przez „ekspertów” kibice utwierdzają się w w fałszywym przekonaniu, nie patrząc na realia. Przecież polskie kluby znalazły się już w III lidze europejskiej i kończą swą przygodę w pucharach w sierpniu, a więc przed rozpoczęciem prawdziwej batalii. W tym pseudoprofesjonaliźmie żyje sobie dostatnio cała polska piłka. Głównie dzięki stworzonej przez media iluzji. Zresztą podobny mechanizm towarzyszy innym grom zespołowym, z których bronić się może tylko siatkówka.
Nie ulega wątpliwości,że pandemia przyniesie ogromne zmiany ekonomiczne, które szczególnie dotkną sport. Istnieje więc szansa na weryfikację, by pasja, talent zmierzyły się ze sterowanym biznesem i zawodowcami zostali tylko ci, którzy na to zasługują. Być może wielkość budżetów klubowych w niższych niż ekstraklasa ligach umożliwi tylko na udział w rozgrywkach, a wypłaty dla zawodników okażą się symboliczne i ograniczą się do skromnych stypendiów. Wtedy przekonamy się kto chce naprawdę uprawiać futbol, siatkówkę czy koszykówkę. Przecież droga na szczyty, gdzie można się utrzymać się ze sportu, jest zawsze otwarta. Ale pozostaną tylko ci, którzy tego naprawdę chcą i dążą konsekwentnie do celu. Przecież sport na dobrym poziomie można uprawiać także jako dodatek do normalnej pracy. Udowadniają to na co dzień triathloniści, uczestnicy ultramaratonów, także innych dyscyplin. Ich stopień wytrenowania jest o wiele wyższy niż przeciętnych kopaczy, dla których sport przestał być pasją, a stał się narzędziem.