Siatkarze Indykpolu AZS zaprzepaścili wyjątkową szansę by odrobić straty po blamażu z Zaksą Kędzierzyn. W piątek (9 lutego) grając w Bełchatowie mieli już renomowanego przeciwnika prawie na łopatkach (2:0 w setach). Niestety, nie dokończyli sprawy i spotkała ich surowa kara – porażka 2:3 (18, 23,-22,-14, -16). Jeden zdobyty punkt przy takim scenariuszu i sytuacji w tabeli absolutnie nas nie satysfakcjonuje.
PGE Skra Bełchatów – Indykpol AZS Olsztyn 3:2 (18:25, 23:25, 25:22, 25:14, 18:16)
PGE Skra Bełchatów: Srecko Lisinac, Mariusz Wlazły, Marcin Janusz, Karol Kłos, Bartosz Bednorz, Milad Ebadipour, Kacper Piechocki (libero) oraz Patryk Czarnowski, Aleksander Nedeljkovic, Nikolay Penchev
Indykpol AZS Olsztyn: Jan Hadrava, Daniel Pliński, Robbert Andringa, Jakub Kochanowski, Paweł Woicki, Tomas Rousseaux, Michał Żurek (libero) oraz Łukasz Makowski, Adrian Buchowski, Mateusz Kańczok, Miłosz Ziszczoł, Blake Sheerhoorn
MVP: Srecko Lisinac
Olsztynianie zaprzepaścili duża szansę wygrania tego spotkania w trzech setach, co w ich sytuacji byłoby zbawienne. Niestety mając przeciwnika w narożniku nie dokończyli sprawy i to się obróciło przeciwko nim. Dwa pierwsze sety akademicy rozegrali doskonale. Przede wszystkim bardzo odważnie, przejmując od razu inicjatywę. Odskoczyli na 10:5 (asy: Kochanowskiego, Plińskiego i Woickiego) i tej przewagi nie zaprzepaścili. Grali bardzo spokojnie, konsekwentnie, imponując znakomitą obroną (Michał Żurek). W drugiej partii sytuacja się powtórzyła. Może dominacja Indykpolu AZS nie była tak wyraźna, ale jednak to kortowianie dyktowali warunki. Wprawdzie w końcówce Srecko Lisinac wprowadził w szeregi olsztynian trochę niepokoju, ale pewny atak Jana Hadravy zakończył seta i już mieliśmy na koncie zdobyty punkt.
Niestety po przerwie sytuacja na boisku zmieniła się diametralnie. Goście jakby stracili poprzedni impet i oddali inicjatywę słabo grającej do tego momentu Skrze. Początek był nawet niezły (6:4), jednak potem z każda minutą było coraz gorzej. Gospodarze jakby obudzili się z letargu, ale dużą pomocą olsztynian. Mimo, że Skra cały czas prowadziła, w końcówce znów zrodziła się nadzieja, bowiem goście wyraźnie zbliżyli się do rywali.. Przy stanie 19:17 dla Skry przegraliśmy bardzo długą akcję, gdzie było kilka szans na skuteczny atak. Jeszcze raz udało się zmniejszyć dystans (21:22) i znów zabrakło kończącej akcji. W efekcie porażka do 22, która wywarła duże piętno na dalszej grze kortowian. W czwartej partii wyraźnie podbudowani bełchatowianie zdominowali wydarzenia. Od połowy osłony pojawiali się w olsztyńskim teamie zmiennicy, bowiem trener Robert Santilli myślał już o tie breaku.
Piąty set znacznie lepiej rozpoczęła będąca na fali Skra. Olsztynianie sprawiali wrażenie pogodzonych z porażką. Było już 10:6 dla miejscowych. Jednak dwie udane akcje plus as serwisowy Jakuba Kochanowskiego zmieniły sytuację. Akademicy nawiązali kontakt i wszystko było jeszcze możliwe. W końcówce dały o sobie znać: zmęczenie i …nerwy, stąd wiele zepsutych zagrywek. W takiej sytuacji wiadomo było, że zadecyduje łut szczęścia. To uśmiechnęło się do Srecko Lisinaca, który najpierw zaatakował po bloku, a potem asem serwisowym zapewnił Skrze zwycięstwo.
Naprawdę szkoda straconych punktów, zwłaszcza po blamażu z Zaksą. A tak swej sytuacji raczej nie poprawiliśmy. Potwierdziło się, że nie mamy skrzydłowych na takim poziomie jak w minionym sezonie. Ich skutecznych ataków zabrakło w kluczowych momentach spotkania.