WAMA-SPORT Historia – Polska sztafeta po chińsku

Fot. Arch. Janusza Poryckiego
Małgorzata Kowalewicz-Birbach i Violetta Kryza – dwie najlepsze obecnie biegaczki z Olsztyna przed kilkoma dniami powróciły z dalekiej wyprawy do Chin. Obie olsztynianki wchodziły w skład polskiej reprezentacji, która zajęła szóste miejsce w kobiecym sztafetowym biegu maratońskim w Pekinie zorganizowanym pod auspicjami IAAF.

Jak na razie największym sukcesem polskiej drużyny w tego rodzaju biegu maratońskim jest zajęcie trzeciej pozycji w ubiegłym roku w Seulu. Jak ocenianie panie szóste miejsce w Pekinie?

Małgorzata Kowalewicz-Birbach (trener Kazimierz Podolak): W gronie 14 reprezentacji, które stanęły na starcie, znalazły się wszystkie liczące się ekip;y na świecie i to w bardzo silnych składach m. in. Etiopia, Chiny i Rumunia. Raczej nie było więc szansy na zajęcie wyższego miejsca. Poza tym na przykład Azjatki podchodzą do startów w sztafetach bardzo prestiżowo, chcą się w nich pokazać z jak najlepszej strony.

Violetta Kryza (AZS ART Olsztyn, trener Andrzej Malicki): Japonkom czy Chinkom jest dużo łatwiej przygotować się do tego startu, ponieważ mają praktycznie bezśnieżne zimy i mogą odpowiednio wcześnie rozpocząć treningi biegowe.

M.K.-B.: My dowiedziałyśmy się o zaproszeniu do Pekinu na trzy dni przed biegiem „Życia Warszawy” (na podstawie jego wyników ustalono skład reprezentacji red.) czyli dwa tygodnie przed występem w Chinach. W tak krótkim okresie trudno jest wypracować odpowiednia formę szybkościową. Pojechałyśmy do stolicy Chin praktycznie z marszu, więc tym bardziej ta szósta pozycja jest niezła.

V.K.: Co innego byłoby wystartować na przykład w kwietniu, gdy mamy już pewne przetarcie startowe i jest jakieś „obieganie”.

Jak przebiegała trasa maratonu?

V.K.: Start wyznaczono na stadionie, a później zawodniczki biegły główną ulica miasta. Dopiero czwarta moja zmiana sztafety (od 20 km – red.) wyglądał nieco inaczej. Trudno z całą pewnością stwierdzić, że ta część trasy była już poza miastem, ale w każdym razie prowadziła terenami bardziej odkrytymi położonymi wzdłuż rzeki. Metę miałyśmy na innym stadionie. Sama trasa była dość łatwa i raczej po płaskim terenie. Niestety, nie dopisała pogoda. Prawie cały czas musiałam biec pod silny przeciwny wiatr.

M.K.-B.: Do tego wiatru dochodziło jeszcze przenikliwe zimno. Były zaledwie 2-3 stopnie.

Same zadecydowałyście, która z was pobiegnie dłuższa, a która krótszą część sztafety.

V.K.: Tak, w przeddzień imprezy wszystkie obejrzałyśmy trasę i ustalimy taka, a nie inna kolejność (Kryza na 10-kilometrowej – czwartej zmianie, Kowalewicz-Birbach na następnej 5-kilometrowej – red.). Dostosowałyśmy zmiany do predyspozycji poszczególnych zawodniczek. Na przykład na czwartym odcinku było więcej wzniesień, więc postanowiłyśmy, ze ja pobiegnę tę część trasy. Z kolei pierwsza zmiana była bardziej płaska, więc pobiegła Renata Sobiesiak, która specjalizuje się raczej w startach na bieżni.

Agencje podały, że na trasie zjawiło się ponad dwa miliony widzów. Czy widać było te niesamowite tłumy?

M.K.-B.: Rzeczywiście wzdłuż głównej ulicy – stanowiącej część trasy sztafety – stało mnóstwo ludzi. Oprócz samych kibiców zainteresowanych biegiem, było prawdziwe mrowie żołnierzy i milicjantów czuwającymi nad nad utrzymaniem porządku. Mundurowi byli ustawieni dosłownie co kilka metrów. Trudno się dziwić tej wielkiej liczy widzów. Cały Pekin ma około 20 milionów mieszkańców, więc dwa miliony mogą uchodzić za zwyczajny, codzienny ruch uliczny. Inna sprawa, ze większość Chińczyków porusza się rowerami, a pieszych jest stosunkowo mało.

Pani Violetto. Dwukrotnie wygrała pani maraton tajwański. Jak porówna pani Tajwan z Chinami?

V.K.: Na Tajwanie były 33 stopnie ciepła przy ogromnej wilgotności powietrza, natomiast w Pekinie zastałyśmy temperaturę bliska zeru. Porównywalna może być natomiast liczba widzów zgromadzonych wzdłuż trasy. Poza tym w Chinach widać dużą liczbę osób poruszających się rowerami, na Tajwanie modne są skutery. No cóż, wyższy standard życia.

Czy miałyście panie czas na zobaczenie czegoś więcej poza trasa biegu?

M.K.B: Od początku do końca byliśmy sympatycznie przyjmowane. Gospodarze zatroszczyli się o dobra organizację naszego pobytu i zawozili nas tam, gdzie sobie zażyczyłyśmy. Ponieważ zawody miałyśmy w sobotę, a powrót do kraju był przewidziany na poniedziałek rano, tak więc całą niedziele mogłyśmy poświęcić na zwiedzanie. Miałyśmy okazje zobaczyć tzw. Mur Chiński i Plac Niebiańskiego Spokoju.

Jaki był dla pan poprzedni rok i jakie macie plany na obecny sezon?

M.K.B: Nie był to dla mnie dobry rok i wolałabym do niego nie wracać. Przygotowywałam się do minionego sezonu z dużymi nadziejami, ale mniej więcej o tej porze tamtego roku zachorowałam na grypę. Na tyle poważnie, że dwa tygodnie przeleżałam w łóżku. To zaważyło na dalszej części sezonu, bo po tej grupie długo nie mogłam dojść do siebie. Rozpoczęłam starty dosyć późno, bo dopiero w maju. Zajęłam drugie miejsce w maratonie w Pradze. Jesienią nie wyszedł mi niestety start w Berlinie. Nie ma jakichś specjalnych planów na ten rok. Zobaczymy co życie przyniesie. Za niecałe dwa tygodnie wystartuję chyba w przełajowych mistrzostwach Polski, a w kwietniu chciałabym pobiec pierwszy w tym roku maraton.

V.K.: Jestem bardzo zadowolona z poprzedniego sezonu. Udało mi się obronić tytuł wicemistrzyni kraju w biegach przełajowych, a później wygrać trzy maratony, co uważam za swój ogromny sukces. Może nie uzyskałam jakichś rewelacyjnych czasów, bo mój najlepszy wynik ubiegłego roku to 2.38.59, ale i tak się cieszę.

Jeśli chodzi o ten rok mam nadzieje znów powalczyć o medal w przełajach, a jesienią chciałabym pokazać się z dobrej strony na Tajwanie. Co prawda już dwa razy wygrałam ten maraton, ale nie mówię głośno o trzecim zwycięstwie. Jest to na tyle trudny bieg, ze równie dobrze można go nie ukończyć. Pierwszy maraton w tym roku pobiegnę najprawdopodobniej 12 kwietnia w Holandii.

Romawiał: Piotr Sucharzewski

Na zdjęciu polska ekipa w Pekinie prawie w komplecie. Stoją od lewej: Honorat Wiśniewski (kierownik ekipy), Justyna Bąk (Ambra Biłgoraj), Violetta Kryza (AZS ART Olsztyn), Małgorzata Kowalewicz-Birbach (Gwardia Olsztyn), Renata Sobiesiak (Eris Piaseczno), Sławomir Muskała (trener), Danuta Marczyk (LZS Koluszki), rezerwowa Janina Molska (KS Olkusz). Na zdjęciu brakuje Jolanty Gront (Tęcza Łódź)

Artykuł ukazał się w Gazecie Olsztyńskiej 7 marca 1997 r. i pochodzi ze zbiorów archiwalnych Janusza Poryckiego

!!!

Chcesz wesprzeć portal WAMA-SPORT?

Jeśli chcesz pomóc nam w prowadzeniu portalu, zachęcamy do wsparcia nas na Patronite! Już 3zł miesięcznie jest dla nas znaczącą kwotą!

To zajmie tylko chwilę! Transakcji możesz dokonać przez przelew bankowy, BLIK lub PayPal!

historia lekka atletyka maratony Olsztyn sport seniorski

Komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze Najczęściej oceniane
Inline Feedbacks
View all comments

Wspierają nas

Ośrodek Sportu i Rekreacji Olsztyn

Warmińsko-Mazurskie Zrzeszenie Ludowych Zespołów Sportowych

Urząd Marszałkowski Województwa Warmińsko-Mazurskiego

0
Chcielibyśmy poznać Twoją opinię! Skomentuj artykuł!x