Są mecze, których wygrać się nie da, bo po prostu rywal jest poza zasięgiem. Takie spotkanie w Pruszkowie rozegrały w sobotę (15 lutego koszykarki I-ligowego KKS. Nie nawiązały walki z miejscowym MKS ponosząc wysoka porażkę 44:74 (13:22, 5:15, 15:20, 11:17). Gospodynie od dyktowały warunki, a olsztynianki jakby pogodziły się z przegraną już w szatni. Najważniejsze, że ten mecz nie miał znaczenia, bo KKS wcześniej zapewnił sobie bezpieczne 7 miejsce.
MKS Pruszków – KKS Olsztyn 74:44 (22:13, 15:5, 20:15, 17:11)
KKS Olsztyn: Joanna Markiewicz-12, Natalia Żukowska-7, Ksenia Woźniak-17, Kmaila Żukowska-0, Jolanta Wichłacz-6, Roksana Uszczewska-0, Maria Wybraniec-1, Zuzanna Bałdyga-1, Martyna Przeradzka-0
W składzie zabrakło wprawdzie Marty Sztąberskiej, ale w tym przypadku nie miało to większego znaczenia. Pewne swej wartości pruszkowianki od początku grały bardzo agresywnie w obronie. Olsztynianki miały duże problemy z wypracowaniem sytuacji podkoszowych, rzucały często z trudnych pozycji i nie trafiały. Po pierwszej kwarcie było już 22:13, w drugiej zdobyły zaledwie pięć oczek, co jest na tym poziomie rozgrywek ewenementem. Sprawa do przerwy była więc przesądzona i kolejne minuty stawały się jednostajne. Faworytki wysoko prowadząc nie wysilały się specjalnie, a olsztynianki nie wierzyły, że coś się może zmienić. Przełożyło się to na bardzo złe statystki, zresztą liczba zdobytych punktów – zaledwie 44 świadczy o słabości KKS w sobotni wieczór. Szkoda, że ostatni mecz sezonu wypadł w Pruszkowie z tak mocnym rywalem i finał rozgrywek nie wypadł najlepiej, ale za to, że KKS zdołał sie utrzymać w I lidze, mimo tak poważnych kłopotów kadrowych, zawodniczkom i trenerowi należą się najwyższe słowa uzania.