W polskiej piłce nastąpiła kolejna ekspansja w stronę zagranicznych piłkarzy, którzy praktycznie zdominowali naszą ekstraklasę. Kto żyw, albo inaczej – kto jest trendy, ten ma w jedenastce pięciu, sześciu „stranieri”, niektórzy śladem londyńskiej Chelsea w ogóle rezygnują z rodzimych kopaczy, sadzając ich na ławkę rezerwowych, albo sprzedając, najlepiej gdzieś do Turcji lub na Cypr.
Oglądam pierwszą kolejkę wiosennej rundy – beznadzieja, Trudno zatrzymać uwagę choć na krótkim wycinku meczu. Bezładna kopanina w środku pola. Śledzę magazyny, podsumowujące piłkarski weekend – zachwyty nad decyzjami prezesów, którzy wreszcie poszli po rozum do głowy i sięgnęli po zawodników klasowych z lig europejskich. Tylko gdzie jest ta klasa? Zdaję sobie sprawę, że wspomniane programy podporządkowane są wspólnym interesom. Takie komentarze są na rękę stacjom telewizyjnym i spółce Ekstraklasa SA skupiającej najlepsze polskie kluby.
Tylko, jak już nie raz wspominałem, klub sportowy jest już pojęciem historycznym. Do kasy dobrali się specjaliści od ekonomii i marketingu, a ci ograbią sport ze wszystkiego co najlepsze, zostawiając zewnętrzną powłokę. Duszy w tym żadnej, bo przypadkowi zawodnicy trafiają do zespołów na kilka miesięcy, a potem zawijają do następnego portu. Ręce zacierają tylko menadżerowie, którzy za każda transakcje kasują niezłą prowizję.
Oczywiście armia anonimowych w większości, piłkarzy zagranicznych coraz bardziej ogranicza możliwości rozwoju rodzimym zawodników. Ze zmieszczeniem się w podstawowym składzie mają problemy nawet uznani krajowi piłkarze, a co dopiero mówić o młodzieży, która nie tylko powinna dostać szansę, ale też czas by okrzepnąć w ligowej rzeczywistości. Przecież jest to też w interesie naszych zespołów narodowych.
Kolejne działania klubów i PZPN zniechęcają do kibicowania , odbierają resztki nadziei na odrodzenie się polskiego futbolu. Najbardziej szkoda mi tych młodych chłopców, którzy wierzą w swoja szczęśliwą gwiazdę. Tu w Polsce nie mają żadnych szans. Chyba, że… ktoś naprawdę pójdzie po rozum do głowy.