Różnie układały się sportowe i życiowe losy Ewy Kuraś, jednej z najbardziej utalentowanych sztangistek w Polsce. Już jako nastoletnia dziewczyna trafiła do notesu selekcjonera kadry narodowej i szybko znalazła miejsce w reprezentacji kraju. Wyniki potwierdzały słuszność wyboru, a nas satysfakcjonowały szczególnie, bowiem był to swoisty rodzynek w tej dyscyplinie, która przed laty dawała regionowi Warmii i Mazur szczególnych powodów do radości.
Ewa zdobywała medale dla Bartoszyc i województwa i opierała się propozycjom przenosin do Siedlec, gdzie od lat istnieje specjalistyczny ośrodek przygotowań w podnoszeniu ciężarów. Dużą role odegrał w tym trener klubowy zawodniczki Ryszard Rysztowski, znany przed laty sztangista, który jak lew bronił swej podopiecznej przed wyjazdem do sportowego centrum.
Wyniki osiągane przez Kuraś jakby weryfikowały rację szkoleniowca. Ewa przygotowując się indywidualnym tokiem podrzucała wielkie ciężary, gdy wyjeżdżała na jakieś dłuższe zgrupowanie kadry forma uciekała. To na pewno był argument za pozostaniem w Bartoszycach, tym bardziej, że nie każdemu sportowcowi odpowiada nagła zmiana środowiska, choćby nawet w nowym miejscu zapewniano luksusowe warunki.
Tak było przez kilka lat aż do momentu zintensyfikowania kontroli antydopingowych. Za sportowców głównie w dyscyplinach siłowych wzięto się ostro, nie tylko przed najważniejszymi imprezami krajowymi i międzynarodowymi. Komisja mogła wpaść w każdej chwili i zażądać poddania się testom antydopingowym.
Sprawdzono też Ewę, że nie jest czysta. Ponad wszelka wątpliwość udowodniono, że brała „koks”, a ponieważ już wcześniej istniały poszlaki sportowego przestępstwa nałożono na nią dwuletnią dyskwalifikację. Na nic się zdały tłumaczenia trenera i zawodniczki, że o niczym nie wiedzieli, że obecność niedozwolonej substancji w organizmie to zupełny przypadek. Ewa Kuraś musiała na jakiś czas zniknąć z pomostów.
Dwuletnia dyskwalifikacja jaka nałożono na zawodniczkę z Bartoszyc była karą porządkową i nie można było dopatrywać się żadnej złośliwości ze strony Polskiego Związku Podnoszenia Ciężarów. Przeciwnie, wydziały: dyscypliny i szkolenia wykazały wiele dobrej woli, by sankcja była jak najmniej dotkliwa. Rozbrat z wyczynowym sportem stał się jednak faktem, nasuwało się tylko pytanie, czy będzie to zupełne pożegnanie ze sztangą czy czas konstruktywnych przemyśleń, wzięcia się w garść i powrotu na ciężarowy pomost.
Na szczęście Ewa nie zrezygnowała ze swych planów i wróciła do sportu wcześniej niż sama oczekiwała. W tym roku przypadał jubileusz 75-lecia istnienia PZPC, a przy takiej okazji zazwyczaj ogłaszają amnestie. Objęła ona również naszą Ewę, jak się zaraz okazało czasu nie zmarnowała. Przez półtora roku regularnie ćwiczyła w Bartoszycach pod okiem Ryszarda Rysztowskiego i nic nie straciła z formy jaka prezentowała przed dyskwalifikacją.
Otrzymanie sportowej wolności wiązało się jednak ze spełnieniem konkretnych warunków wysunietych przez PZPC. Otóż Ewa zachowując poprzednie barwy klubowe (reprezentuje Przyjaźń Bartoszyce) zobowiązała się przenieść do ośrodka szkoleniowego w Siedlcach. Tam zapewniono jej warunki bytowe, kontynuowanie nauki ( w tym roku szkolnym zdaje maturę) i oczywiście opiekę szkoleniową ze strony trenera WLKS Siedlce i kadry narodowej Ryszarda Soćko.
Nie da się ukryć, że zawodniczka otrzymała nowa szansę, którą na razie wykorzystuje bez pudła. Odzyskała tytuł Młodzieżowej Mistrzyni Polski, a start w Młodzieżowych Mistrzostwach Europy uwieńczyła brązowym medalem. Z klasy sportowej nie straciła nic i jest to optymistyczne. Jej tegoroczny wynik w dwuboju 217.5 kg jest nawet lepszy od tego sprzed lat, ale tez nie daje gwarancji na większe sukcesy międzynarodowe, tym bardziej, że Ewa ma się przenieść do kategorii 75 kg. Już niebawem ma dźwignąć w dwuboju 225-230 kg, co pozwoliłoby zadomowić się w czołówce światowej. Taką próbę ma podjąć na listopadowych mistrzostwach świata seniorów w Warszawie.
Ale w tym wszystkim nie to jest najważniejsze. Powrót do sportu na najwyższym poziomie jest zawsze wielka niewiadomą, a w tym przypadku istnieją realne przesłanki, że zakończy się sukcesem. Na razie Ewę widzimy tam, gdzie być powinna. Ze sztanga w górze i świadomością, że ten ciężar jest duży i czysty. Dziewczyna z Bartoszyc dostał już w kość i to najprawdopodobniej nie ze swojej winy, bo wątpię czy była świadoma tego co robi. Najistotniejsze, że wytrwała i udowodniła, że ma charakter. To w ciężarach ważniejsze niż siła.
Marek Dabkus
Tekst ukazał się w papierowym wydaniu WAMA-SPORT (listopad 2002)
PS. Kariera Ewy Kuraś nie potoczyła się jednak tak optymistycznie. Karierę zakończyła w 2006 roku po nieudanych dla niej Mistrzostwach Europy w Warszawie. W tabelach pozostało wiele jej rekordów, które przypominają o nieprzeciętnym talencie.