Waldemar Gajowniczek zdążył przyzwyczaić się do pokonywania trudności. Kiedyś wychował dobrego wieloboistę nie mając tyczki i zeskoku. Jak się chce, zawsze znajdzie się sposób by osiągnąć cel. Najważniejsze to pasja i zapał.
– Na szczęście nadal czuję, że jestem ludziom potrzebny. Mam pod opieką kilka grup zupełnie zróżnicowanych wiekowo, o skrajnych specjalnościach. Jest fajna generacja bardzo młodych lekkoatletów, głównie dziewcząt, które zabłysnęły już w makroregionie i imprezach ogólnopolskich, a więc widać efekty naszych wspólnych treningów. Oczywiście tu liderką jest Aleksandra Lisowska, która trzykrotnie stawała na podium Mistrzostw Polski juniorek w biegach długich. Ale za nią podążają inne dziewczęta, o których niebawem powinniśmy usłyszeć.
Wiele satysfakcji przynosi mi praca z tzw. grupą ekstremalną. To mieszkańcy Braniewa, którzy wyjechali na studia, ale wracają w rodzinne strony. Kiedyś posmakowali sportu i nadal chcą regularnie trenować i sprawdzać się w bardzo trudnych próbach. Potrzebna jest do tego żelazna kondycja, odwaga i determinacja. Jak widać tego im nie brakuje. Zajęli 5 miejsce w 12-godzinnym biegu w Bochni. To czteroosobowa sztafeta, gdzie zawodnicy zmieniają się co trzy kilometry. W ciągu pół doby przebiegli razem 168 kilometrów. Po zaliczeniu Katorżnika (bieg po bagnach) i crossu w Bieszczadach na dystansie 75 km można ich nazwać ludźmi niezłomnymi. To ich pasja i bez tego nie mogą żyć.
Prowadzę też grupę starszych osób w wieku od 50 do 75 lat, którzy postanowili pracować nad swoją kondycją, a najlepszym sposobem jest bardzo modna na całym świecie dyscyplina – Nordic Walking czyli marsz w kijkami. Wszystko bardzo proste, konkurencja, można powiedzieć, stworzona dla ludzi, którzy profilaktycznie dbają o zdrowie, a także dla tych, którzy już borykają się z jakimiś dolegliwościami, a tu próbują, zresztą z niezłym skutkiem, poprawić sobie samopoczucie. Moi podopieczni przystąpili do ćwiczeń z ogromnym zapałem, a zainteresowanie Nornic Walking przerosło wszelkie oczekiwania. Do sklepu „rzucili” 60 par kijków i już tego samego dnia wszystko wykupiono.
Największy problem to mimo wszystko brak pieniędzy, a dotyczy to szczególnie szkolenia młodzieży. Całe szczęście, że najlepsi zawodnicy zostali powołani do kadry narodowej lub wojewódzkiej i dzięki temu, nie obciążając nas finansowo, uczestniczą w całym programie przygotowań. Gorzej z pozostałą młodzieżą, która przecież też chce uprawiać sport. Nie mam najmniejszych pretensji, że w Braniewie rozwijają się inne sekcje: judo, boks, siatkówka, piłka nożna. Sęk w tym, że budżet dotacji z miasta pozostaje mniej więcej na tym samym poziomie, a beneficjentów przybywa.
Sponsorzy preferują tylko futbol, szkoda, że nie dostrzegają podstawowej wartości, że dzieci i młodzież trzeba zająć sportem, a nie wszyscy chcą zostać piłkarzami.
Trenera MOSiR Zatoki Braniewo wysłuchał: Marek Dabkus
Tekst ukazał się na portalu WAMA-SPORT 3 lutego 2010 roku