WAMA-SPORT Historia – Pętla katorżników

Fot. CapoVelo. com
Tour de France jest dla kolarstwa, tym czym Wimbledon dla tenisa. Wielka tradycja, prestiż, nobilitacja dla każdego kto przynajmniej na jednym z etapów wciśnie swoje trzy grosze. Ten wyścig może wygrać tylko kolarz wysokiej klasy, wszechstronny, odporny na przeciwności losu. Mający tez odrobinę szczęścia.

W minioną niedzielę najszczęśliwszym człowiekiem na Polach Elizejskich, gdzie tradycyjnie znajduje się meta touru, był Hiszpan Miguel Indurain. Nie jest to nowa postać w zawodowym peletonie. Ma 27 lat, już po raz siódmy spróbował swych sił w wyścigu dookoła Francji. Dwa pierwsze starty zakończyły się fiaskiem. W 1985 roku Indurain wycofał się na czwartym etapie, w rok później zmógł go kryzys na dwunastym odcinku. Potem jednak systematycznie piął się w górę. W 1987 był 97, w 1988 – 47, w 1989 – 17, w 1990 – 10 Tour de France to próba dla katorżników. Trasa długości prawie czterech tysięcy kilometrów naszpikowana ciężkimi podjazdami i karkołomnymi zjazdami. Liczy się przede wszystkim mądrość zawodnika, który musi umiejętnie rozłożyć siły, zaatakować w odpowiednim momencie, a potem kontrolować przebieg walki. Indurain długo czekał na swa szansę. Na początku był niewidoczny, zajmował lokaty za plecami błyskotliwych sprinterów. Jego żywiołem są góry. W Pirenejach i Alpach radził sobie doskonale, gubił przeciwników jak chciał. Wywalczył kilkuminutową przewagę, która gwarantowała spokój i pewność siebie.

Rywale wiele obiecywali sobie po przedostatnim etapie, blisko 60-kilometrowej jeździe na czas. To było jednak tylko podsycanie emocji. Hiszpan jest specjalistą od „czasówek”, nic nie stracił, przeciwnie, jeszcze powiększył przewagę. Został niekwestionowanym bohaterem Tour de France, co w jego rodzinnym kraju wywołało euforię. Hiszpania słynie z dobrych kolarzy. W przeszłości na francuskich szosach pokazali się: Bahamontes, Ocana i Delgado. Dawno zniknęli z peletonu i kibice zza Pirenejów oczekiwali na kolejnego idola.

Indurain to skromny sportowiec, trochę zażenowany sukcesem i szumem wokół jego osoby. Pochodzi z miejscowości Villava w prowincji Navarra. Ma 188 cm wzrostu, waży 81 kg. W jego sportowej biografii brakuje spektakularnych sukcesów. Nie jest tak szybki i trudno mu trudno mu zwyciężać w klasycznych wyścigach. Jest człowiekiem stworzonym do wielkich, trudnych wyścigów.

Tegoroczny Tour de France był wyjątkowy. Nie umniejszając klasy Induraina należy przyznać, że wielu znakomitych kolarzy miało po prostu zwyczajnego pecha. Zatrucie pokarmowe wyeliminowało z walki silnym zawodników z grupy PDM, swój dramat przezywał również rewelacyjny Duńczyk Soerensen. Będąc liderem uczestniczył w przypadkowej kraksie, złamał obojczyk i musiał wycofać się z rywalizacji.

Nieszczęśliwi są Francuzi. Kolarstwo to sport ogromnie tam popularny. Jeszcze niedawno trójkolorowi fetowali wspaniałe sukcesy Theneveta, Hinaulta, Fignona, teraz znaleźli się w cieniu. Krótki epizod na początku wyścigu Thierry Marie nie zrekompensował rozczarowań. Fignon zakończył imprezę w czołówce, ale w Wielkiej Pętli do historii przechodzą tylko zwycięzcy. O pozostałych się zapomina, zwłaszcza gdy dotyczy to faworyta.

Oddzielnego potraktowania wymaga niezłomny Amerykanin Greg Lemond. Nie był w najwyższej formie, ale walczył. Dwukrotnie obejmował przodownictwo w wyścigu, ale w górach, gdy nastąpiła decydująca próba sił nie sprostał silnemu jak tur Hiszpanowi. Był to tour wielu niespodzianek. Rewelacyjnie wypadli kolarze radzieccy, znani do niedawna z Wyścigu Pokoju. Odnieśli aż pięć zwycięstw etapowych, są coraz groźniejsi, walczą na etapach bez respektu.

Wielka szkoda, że pętla odbywa się bez polskich akcentów. Zenon Jaskuła startował w tym czasie w podrzędnych wyścigach, a wydaje się , że właśnie trasa Tour de France by mu pasowała. Jest kolarzem wytrzymałym w górach, potrafi dobrze jeździć na czas. Czy tak samo jak Indurain? Odpowiedź na to pytanie otrzymamy może w przyszłości, kiedy Polak, a właściwie jego menadżerowie zadecydują o występie w tej imprezie.

Tour de France to wielki biznes. Tu nikt się nie oszczędza, a najlepsi odbierają w kasie duże pieniądze. W tym roku wszystkich przebiła hiszpańska grupa Banesto, której łącznie wypłacono prawie 2.4 mln. franków. Zainkasował nie tylko Indurain, także jego koledzy po fachu. W kolarstwie cenimy indywidualności, ale na gwiazdy pracują też inni.

Marek Dabkus

Tekst ukazał się w Gazecie Olsztyńskiej 2 sierpnia 1991 roku i pochodzi z archiwum Janusza Poryckiego

!!!

Chcesz wesprzeć portal WAMA-SPORT?

Jeśli chcesz pomóc nam w prowadzeniu portalu, zachęcamy do wsparcia nas na Patronite! Już 3zł miesięcznie jest dla nas znaczącą kwotą!

To zajmie tylko chwilę! Transakcji możesz dokonać przez przelew bankowy, BLIK lub PayPal!

Kolarstwo sport seniorski

Komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze Najczęściej oceniane
Inline Feedbacks
View all comments

Wspierają nas

Ośrodek Sportu i Rekreacji Olsztyn

Warmińsko-Mazurskie Zrzeszenie Ludowych Zespołów Sportowych

Urząd Marszałkowski Województwa Warmińsko-Mazurskiego

0
Chcielibyśmy poznać Twoją opinię! Skomentuj artykuł!x