Adam Sznitko rodem z Biskupca, w ostatnich sezonach był czołową postacią olsztyńskiego kolarstwa. Jeździł w polskich zawodowych grupach, a dużą nobilitacja zawodnika, było zawarcie z nim kontraktu przez jedną z najsilniejszych krajowych „stajni” – CCC Polsat. I gdy wydawało się, że kariera utalentowanego zawodnika będzie się dalej rozwijać, w 2010 roku nagle zgasła.
Nie miałem okazji rozmawiać z Panem Adamem. Podobno wyjechał do Anglii i z kolarstwem dał sobie spokój. Dlaczego? Otóż w zawodowym peletonie trzeba być twardzielem nie tylko na trasie. Z tym Adam dawał sobie radę i to dobrze, spisując się doskonale właśnie w wyścigach wymagających szczególnej odporności i…wytrwałości. Gorzej było ze znalezieniem się w nowym towarzystwie. To, że ta dyscyplina wymaga zespołowej pracy nikogo nie trzeba przekonywać. Są w grupie sprinterzy, liderzy wyścigów wieloetapowych, są też „robotnicy”, którzy znajdując się na drugim planie pracują na zwycięstwa innych. I można się z tym pogodzić do momentu, kiedy każdy w grupie jest szanowany za wykonanie swojego zadania.
Gorzej, gdy sportowca zaczyna się eliminować, niszczyć psychicznie, bo ma inne zainteresowania i w ogóle trochę większe horyzonty niż tylko pedałowanie. Adam Sznitko skończył studia i tym się różni od większości zawodników dużego peletonu. Chyba było to „solą w oku” innych kolarzy CCC Polsat, którzy stosując metody pospolitej fali (przynieś, podaj, pozamiataj) wyeliminowali go nie tylko ze swojego grona, ale też z kolarstwa. Mamy nadzieje, że tylko na jakiś czas.
Adam, jak wieść gminna niesie, skorzystał z pomocy swoich ziomków, też związanych z kolarstwem i pojechał do Anglii pracować. Mamy nadzieje, że krótki rozbrat ze sportem skłoni go do powrotu. Choć uszanujemy każdą jego decyzję.
Tekst ukazał się w portalu WAMA-SPORT (listopad 2010)