Czy brązowy medal mistrzostw Polski brydżystów Łączności jest ich sukcesem? Zależy oczywiście od punktu widzenia, w każdym razie dla samych zawodników olsztyńskiego teamu nie jest to wynik o jakim marzyli. Od wielu sezonów zajmują miejsce na pudle, będąc bodaj najrówniej grająca ekipą w kraju, ale w decydującym momencie zawsze brakowało błysku, który wywindowałby olsztynian na najwyższy stopień podium.
W minionym sezonie (2002/03) wydawało się, że łącznościowcy są przygotowani do walki o złoto. W fazie zasadniczej rozgrywek ekstraklasy spisywali się rewelacyjnie. Gdy podsumowano wszystkie zjazdy okazało się, że zajęli pierwszą lokatę, co wiązało się z określonymi przywilejami. Mieli więc zapewniony udział w finałowym turnieju z udziałem czterech najlepszych zespołów, inni musieli rozgrywać baraże i drżeć o końcowy rezultat. Dzięki zwycięstwu w eliminacjach mogli wybrać sobie półfinałowego przeciwnika. Nie było to łatwe , bowiem trzej rywale: Unia Leszno, AZS Wrocław i Relpol Warszawa to teamy uznane, mające w swym składzie, w przeciwieństwie do naszych, pary zawodowe o uznanej renomie.
Olsztynianie wybrali Unię, co w efekcie obróciło się przeciwko nim, bowiem drużyna z Leszna, choć do faworytów nie należała, sięgnęła niespodziewanie po tytuł mistrzowski. Mecz półfinałowy był bardzo wyrównany, Żadna ze stron nie potrafiła uzyskać większej przewagi. W końcówce spotkania łącznościowcom przydarzył się fatalny błąd, który w konsekwencji pogrzebał ich szanse na udział w w wielkim finale. Roman Kierznowski – długoletni uczestnik rozgrywek ekstraklasy do tej pory nie może przeboleć nieoczekiwanej wpadki, po okazja sięgnięcia po złoto była w tym sezonie wyjątkowa. Na szczęście w meczu o brąz z broniącym tytułu Relpolem nasi reprezentanci jakoś się pozbierali i wrócili do domów z medalami. Na pewno sukces, ale ze sporym niedosytem, bowiem przebieg turnieju finałowego w założeniu miał być inny.
Tegoroczne rozgrywki ekstraklasy toczyły się według starego systemu, ale ich oprawa była godna spotkania graczy na najwyższym poziomie. Imprezę finałową zorganizowano w stołecznym Grand Hotelu, a meczom towarzyszyło wiele nowinek.
Wszystkie rozdania transmitowane były przez internet i dzięki temu batalie o medale można było obejrzeć na całym świecie. I rzeczywiście było. Polski brydż cieszy się wielką renoma w Europie i za oceanem. Dlatego ta inicjatywa organizatorów spotkała się z bardzo szerokim oddźwiękiem. To pomysł który warto kontynuować przy okazji innych imprez, tym bardziej, że całość opatrzona jest fachowym komentarzem uznanych sław brydżowego światka.
To, że brydżyści Łączności od lat nie mogą sięgnąć po złoto ekstraklasy ma swoje przyczyny. Wprawdzie to znakomici zawodnicy, którzy nie raz potwierdzili swoja klasę w turniejach indywidualnych, ale e gruncie rzeczy brydż nie jest ich źródłem utrzymania i nie mogą mu poświęcić całego czasu. W rozgrywkach drużynowych prezentujących wyrównany poziom o powodzeniu decydują niuanse, lepiej opracowane i realizowane systemy, większe zgranie, a to nabywa się podczas treningów i wspólnych występów.
Olsztynianie zastanawiali się nawet czy w tym roku nie wzmocnić zespołu jakąś parą profesjonalną, ale ostatecznie odstąpili od tego zamiaru. Myślę, że dobrze uczynili, bowiem drużyna zatraciłaby swój charakter, a ewentualne złoto tez nie przyniosłoby pełnej satysfakcji.
Należy wspomnieć, ze tegorocznej rywalizacji ligowej Łączności towarzyszyły kłopoty organizacyjne klubu. Ze wsparcia wycofał się długoletni sponsor – Telekomunikacja Polska S.A., co najbardziej odczuły koszykarki, a w dużym stopniu także brydżyści. W finale w stolicy do tradycyjnej nazwy dodano drugi człon – Chłodnia. Najprawdopodobniej ta firma zajmie się na stałe ligową przyszłością naszego reprezentanta w ekstraklasie.
Liga to nie wszystko Maj i czerwiec są dla tej dyscypliny w Olsztynie wyjątkowo pracowite. Bezpośrednio po zakończeniu Drużynowych Mistrzostw Polski nasza czołówka wystąpiła w VIII Kongresie Warmińsko-Mazurskim poświęconego pamięci wybitnym postaciom brydża: Maurycemu Rusteckiemu, Krzysztofowi Gwisowi i Jerzmu Kokorniakowi.
Impreza wróciła do Olsztyna, do Uranii, głównie z okazji obchodów 65-lecia istnienia miasta. Szkoda tylko, ze tak ważny kongres nie ma najwyższego poziomu sportowego. Równolegle trwa kilka imprez o większym znaczeniu, promowanych przez brydżowa centralę, dlatego nie można liczyć na zbyt mocna obsadę. Ale zawsze kilku tuzów się znajdzie, zwłaszcza z Olsztyna. Oni traktują memoriał jak świętość i rezygnują z innych bardziej atrakcyjnych propozycji. Termin rozgrywania Kongresu Warmińsko-Mazurskiego zmieniał się kilkakrotnie, ale nie trafiono z datą, która by wszystkim odpowiadała.
Dla zawodników najwyższej klasy przyszedł czas ostatnich przygotowań do Mistrzostw Europy, które odbędą się w formule open i zgromadza na pewno całą czołówkę Starego Kontynentu. Nie zabraknie w nich olsztyńskich akcentów i mam nadzieje, że nie skończy się tylko na udziale. Zobowiązuje do tego tradycja, wszak brydżyści z Warmii i Mazur medale już zdobywali, a umiejętnościami na pewno nie odbiegają od czołówki. Potrzeba tylko koncentracji i trochę sportowego szczęścia.
Marek Dabkus
Tekst ukazał się w papierowym wydaniu WAMA-SPOT (czerwiec 2003 r)