Michał Burczyński – „Marzę, by wróciły prawdziwe zimy”

Fot. OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Portal informacyjny żeglarski info prezentuje ciekawy cykl znanych postaci związanych z tą dyscypliną. Interesujące życiorysy zawierają nie tylko najważniejsze fakty z biografii sportowych zawodników i trenerów, pełne są również ciekawostek z dnia codziennego. Ostatnio ukazał się tekst o Michale Burczyńskim – olsztyńskim żeglarzu lodowym, bojerowym mistrzem świata i Europy.

Jak zostałeś zawodnikiem klasy DN?

– Urodziłem się w Olsztynie, gdzie żeglarstwo jest tradycyjnym sportem. Mój tata był pierwszym szkoleniowcem dla mnie i dla braci, Pawła i Łukasza. Oni zaczynali na Optimistach, ja poszedłem w ich ślady. Żeglowałem też na Cadetach. Trenowałem wtedy w klubie UKS Juvenia Olsztyn. Bojery, na których zacząłem latać jako jedenastolatek, były dyscypliną uzupełniającą. Od razu ścigałem się w klasie DN. Wtedy jeszcze klasa Ice Optimist nie była popularna. Koledzy latali na mini DN lub na tak zwanych szufladach. To były wówczas klasy przygotowawcze.

Bojery wzięły górę nad jachtami.

– Tak, z czasem to właśnie bojery stały mi się najbliższe. Zresztą prawie wszyscy moi koledzy zimą przesiadali się na bojery. W tamtych czasach, na początku lat 90., zimą nie jeździliśmy na zgrupowania do ciepłych krajów, podróżowanie nie było tak ogólnie dostępne jak dziś. Na Mazurach jeziora zamarzały, a my ścigaliśmy się na bojerach.

Jak wspominasz pierwsze starty?

– Początki nie były łatwe. Bojer najwydajniej leci wiatrem pozornym, jak już się rozpędzi. Żeglowanie baksztagów to dla mnie była wyższa matematyka. Pamiętam, jak na pierwszych zawodach wspólnie z kolegą rozpędzaliśmy bojer starając się polecieć tym samym kursem co mój kuzyn, który już wtedy świetnie radził sobie z baksztagami. Nie byliśmy w stanie go rozpędzić. Nie wpadliśmy na to, że on przedtem napędził się na powietrze, żeby uzyskać tę prędkość. Początkującym bojerowcom właśnie baksztagi sprawiają najwięcej trudności.

Później przyszły sukcesy.

– Nie tak szybko. To była połowa lat 90. Przez dwa, trzy lat trenowałem z grupą dzieci pod okiem Waldka Leśkiewicza na sprzęcie klubowym, tata był jeszcze zawodnikiem skoncentrowanym na sobie. I jako czynny zawodnik trochę mnie sobie odpuścił. Pewnie widział we mnie potencjał, ale postanowił mnie przekierować na inną ścieżkę. Uznał, że warto, żebym oswoił się z grupą klubową. Dopiero, kiedy miałem 14, 15 lat, kiedy z tej grupy pojawiło się wsparcie, sukcesy zaczęły się pojawiać.

Pamiętasz ten pierwszy, ważny medal?

– Pierwszy poważny sukces to brązowy medal mistrzostw świata w roku 1999 zdobyty w Kanadzie. Miałem 18 lat i zostałem wtedy najmłodszym medalistą mistrzostw. Do Kanady polecieliśmy z Karolem Jabłońskim, Stanisławem Macurem i z moim tatą – Piotrem Burczyńskim. Zrobiłem niespodziankę i z całej czwórki to ja zapunktowałem najwyżej. Później startowałem już zawsze w imprezach rangi mistrzowskiej. Były i sukcesy, i porażki. Trzy razy zdobyłem mistrzostwo świata. To największy sportowy sukces. A i innych medali mam bardzo dużo.

Potem przeniosłeś się na wybrzeże…

– Tak. Do Trójmiasta przyjechałem na studia. I zostałem. Jestem tu już 20 lat. Mieszkam w Gdyni, mam firmę handlowo-usługową, układam parkiety. To jest bardzo absorbujące. Z bojerów nigdy nie zrezygnowałem, bo przeprowadzka z Olsztyna nie stanowiła przeszkody dla sportu. Kiedy mieszkałem w Olsztynie i tak każdej zimy jeździliśmy w poszukiwaniu najlepszego lodu. Olsztyn wcale nie ułatwiał sprawy, bo tam jeziora są małe, nie nadają się na poważne regaty bojerowe. Jeździliśmy głębiej na Mazury, na Zalew Zegrzyński, na Zalew Wiślany.

Czy poza bojerami masz teraz czas na inne dyscypliny sportowe, choćby latem?

– Latem każdą wolną chwilę, kiedy wieje odpowiedni wiatr, poświęcam windsurfingowi, także na foilu. Latam też na kajcie. Ale to są dla mnie sporty rekreacyjne. Nie traktuję ich wyczynowo.

– Wywodzisz się z „bojerowej” rodziny. Dziś twoi najbliżsi również uprawiają ten sport?

– Oczywiście! Moja narzeczona, Zuzanna Rybicka, uprawia bojery. Także mój brat Paweł i jego córka. Jakby tak dobrze policzyć, moglibyśmy rozegrać małe, rodzinne regaty.

Osiągnąłeś w bojerach bardzo wiele, o czym marzy tak utytułowany zawodnik jak ty?

– Jako sportowiec osiągnąłem całkiem sporo, ale mam marzenie nie związane ze swoimi sukcesami. Marzy mi się, by do Polski wróciły prawdziwe zimy. Pamiętam fajne czasy, w których od połowy grudnia do połowy marca jeździliśmy po Polsce i startowaliśmy w kolejnych regatach. Wtedy nasze bojery były żywą dyscypliną, jednej zimy rozgrywaliśmy 12 do 15 regat. Dwa lata temu mieliśmy jakieś pięć imprez w kraju i mistrzostwa świata. To trochę mało. Efektem jest malejąca liczba młodych zawodników. Mam nadzieję, że to się zmieni.

Tekst: żeglarski.info

!!!

Chcesz wesprzeć portal WAMA-SPORT?

Jeśli chcesz pomóc nam w prowadzeniu portalu, zachęcamy do wsparcia nas na Patronite! Już 3zł miesięcznie jest dla nas znaczącą kwotą!

To zajmie tylko chwilę! Transakcji możesz dokonać przez przelew bankowy, BLIK lub PayPal!

bojery Michał Burczyński Olsztyn sport seniorski

Komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze Najczęściej oceniane
Inline Feedbacks
View all comments

Wspierają nas

Ośrodek Sportu i Rekreacji Olsztyn

Warmińsko-Mazurskie Zrzeszenie Ludowych Zespołów Sportowych

Urząd Marszałkowski Województwa Warmińsko-Mazurskiego

0
Chcielibyśmy poznać Twoją opinię! Skomentuj artykuł!x