Od kiedy nastał dobry obyczaj na fundowanie stypendiów, nagradzania za osiągnięcia sportowe, do odpowiednich urzędów wpływają setki wniosków z klubów. Każdy chce wyrwać jak najwięcej by zapewnić zawodnikom lepszy byt, a przede wszystkim zatrzymać ich w swoim teamie. I oczywiście można to zrozumieć, choć wydaje mi się, że fundowanie takiej pomocy sportowcom bardzo młodym lub co najwyżej dobrym, a nie wybitnym ( w swoim środowisku) staje się złą tradycją.
Pamiętajmy o jednym, sport z natury ma charakter amatorski, to znaczy jest uprawiany dla zdrowia i przyjemności i z tego wypływają jego największe wartości: pasja, wytrwałość bezinteresowność, umiejętność współżycia w grupie. Gdy za wcześnie pojawią się pieniądze zostaje zachwiana harmonia rozwoju kariery sportowej. Chce się nie dlatego, że sprawia mi to przyjemność, ale dlatego, że mi płacą.
Rozmawiając z działaczami piłkarskimi walczącymi o stypendia dla swoich futbolistów, przyznają, że lepiej było ,gdy grało się o skromną, symboliczną wręcz premię, która była do podniesienia z murawy, niż teraz, kiedy zawodnicy z magistratu dostają miesięczne uposażenie.
Zdaje sobie sprawę, że samorządy, przyznając stypendia i dotacje, kierują się określonymi kryteriami(oby tak było), ale by kreować sport w środowisku trzeba brać pod uwagę wiele innych elementów, jak choćby ranga dyscypliny w kraju i na świecie, jej zainteresowanie w środowisku, a przede wszystkim mieć rozeznanie kto rzeczywiście rokuje nadzieje i trzeba mu pomóc. Nazwałbym to sportową intuicją. Ona może wywindować osobę lub zespół bardzo wysoko w hierarchii, a później dzięki rozsądnej polityce transferowej usadowić w krajowej czołówce.
W ciągu ostatniego tygodnia miałem przyjemność relacjonować przebieg Mistrzostw Polski juniorek w piłce ręcznej i koszykówce, w których znakomicie spisywały się dwa zespoły z Warmii i Mazur: Truso Elbląg i KKS Olsztyn. Oba budowane w podobny sposób: od młodziczki do juniorki: ciężką, mozolną pracą, bez wielkich pieniędzy, za to z wielkim zaangażowaniem trenerów i zawodniczek. W tych dniach po raz ostatni zaistniały w młodzieżowym sporcie, wieńcząc to pięknymi wynikami, które lokują je w absolutnej czołówce krajowej. W jednej drużynie prawie same elblążanki, w drugiej – olsztynianki. Prawdziwy skarb. Zahartowane w bojach, niewygodach, nauczone walki do końca są gotowe do następnych wyzwań w dorosłym sporcie. Ich sportowa edukacja trwała wiele lat i niebawem możemy zbierać tego efekty w wypełnionych po brzegi halach. Tylko trzeba znaleźć sposób na kolejny krok w rozwoju tych zespołów. Dziewczyny zasłużyły na to, żeby nie zmarnować ich dorobku i młodzieżowe medale zdyskontować w dorosłym sporcie.
Nie zrobimy tego posługując się tabelkami i procedurami. Jeśli się w nich zamkniemy będziemy w porządku wobec prawa, ale czy wobec sumienia?
Tekst ukazał się na portalu WAMA-SPORT 15 marca 2010 roku