Ostatnie wyniki sztandarowych ligowców Olsztyna: Indykpolu AZS UWM i Warmii AndersGroup Społem skłoniły mnie do ponownego poruszenia tematu. Czy stolicę Warmii i Mazur albo cały region stać na uczestnictwo w rozgrywkach rozgrywek supeprzawodowych, skoro zamiast oczekiwanej promocji i satysfakcji zespoły przynoszą nam wstyd i antyreklamę. Dyscypliny zespołowe poszły w kierunku, którego ja osobiście nie akceptuję, ale nie będę się kopał z koniem i nie zawrócę biegu rzek. Potrzeba gigantycznej kasy by w tych ligach zaistnieć, a u nas pieniędzy nie ma i nie będzie. Nie ma też pomysłu, by walczyć z potentatami w naszych warunkach.
Powielamy utarte wzorce, ściągając do Olsztyna siatkarzy i piłkarzy ręcznych z zewnątrz (także z zagranicy), tworząc kontraktowe teamy i mając nadzieję, że sportowcy z importu wypruwać sobie będą żyły, żeby uszczęśliwić kibiców. Pamiętajmy, że zespoły czołówki, dysponując wielokrotnie większym budżetem, zatrudniają zawodników dużo lepszych, do tego walczących o dodatkowe bonusy, jakimi są rozgrywki o europejskie puchary. Nie mamy szans w walce ze Skrą Bełchatów, Jastrzębskim Węglem, Vive Kielce czy Wisłą Płock i trzeba się z tym pogodzić. Czy warto więc miotać się w drugim lub trzecim rzędzie rozgrywek?
Owszem warto, ale pod pewnymi warunkami. Zawsze bliższa sercu będzie drużyna o rodowodzie olsztyńskim oczywiście ze wzmocnieniami. W warunkach współczesnego biznesu w sporcie nie musi ona walczyć o mistrzostwo. Dla niej (dla mnie również) większym sukcesem będzie utrzymanie się w lidze i będę to cenił bardziej niż złote medale szyjach obcych mi sportowców, którzy po wypełnieniu kontraktu w Olsztynie znajdą kolejnego pracodawcę. A jest nim często przeciwnik naszego zespołu.
Jeśli mam kibicować olsztyńskiej drużynie nie wystarcza mi sama jej nazwa. Ja chcę zagrzewać do walki konkretnych ludzi, z którymi się identyfikuję, tak jak oni identyfikują się z naszym miastem, a nie są tylko sportowcami do wynajęcia. Jeśli jest to w tych czasach niemożliwe, to wolę sport może z innej półki, w którym więcej jest pozytywnych dla mnie emocji.
Bo ja nie ulegam zabiegom marketingowym obu naszych klubów, które biją pianę, gdzie się tylko da, wykorzystując każdą okazję: walentynki, mikołajki itp. by się tylko pokazać. Pokazać się trzeba przede wszystkim na boisku, bo wynik i ambicja zawodników ściągną na trybuny autentycznych kibiców z wyboru, a nie przebierańców, ulegających sugestiom wodzireja.
Pamiętajmy o jednym: ligi zawodowe zostały stworzone dla konkretnej grupy ludzi, która generuje gigantyczne pieniądze. Są to nie tylko zawodnicy, trenerzy, działacze, przepraszam nie działacze, a pracownicy zawodowych spółek. To również cała obstawa meczowa z komisarzami obserwatorami na czele. To wszystko powiązane z mediami, które też mają w tym swój interes, tworzy klan, który ze względu na wyżej wymienione okoliczności jest mi obcy, bo więcej w tym biznesu niż sportu.
Może tak musi być, może ja myślę inaczej, ale mam do tego prawo. Mam również prawo sprzeciwić się, by tego typu twory korzystały z publicznych pieniędzy, kosztem przede wszystkim sportu młodzieżowego.
{gallery}de6{/gallery}
Fot. Plus Liga Piotr Sumara