Kolejny mocny cios przyjęli kibice, dla których występy reprezentacji narodowych to sprawa nadrzędna, po prostu sprawa honoru. Polscy koszykarze przegrali z Belgią i przepadli w eliminacjach do Mistrzostw Europy (jest jeszcze minimalna szansa w barażach), notując przedziwny bilans: cztery zwycięstwa u siebie, tyle samo porażek na wyjeździe. Patrząc jednak na skład grupy: Belgia, Portugalia, Bułgaria, Gruzja – występ biało-czerwonych można skwitować jednym stwierdzeniem – kompromitacja!
Polski basket i futbol w wydaniu narodowym osiągnęły dno. Wicemistrzostwo świata naszych nastolatków jest wprawdzie chlubnym wyjątkiem, ale tych chłopców nie dotknął jeszcze skażony system.. Wkrótce wtopią się w klubowo-menadżerskie układy, które w sposób ewidentny niszczą nasze gry zespołowe.
Po porażkach trzeba szukać winnych i na pierwszy ogień idą trenerzy. Ale jak można zestawić reprezentację, skoro nie ma się praktycznie żadnego wyboru. Ligi są zdominowane przez cudzoziemców (lepszych i gorszych), którzy blokują miejsce polskim zawodnikom i tylko jednostki mogą przebić się przez tę sieć wzajemnych interesów, gdzie sport, a przede wszystkim prestiż reprezentacji są na którymś z ostatnich miejsc.
We współczesnym baskecie meczu nie wygra się piątką czy siódemką zawodników. Do dyspozycji musi być dwunastu pełnowartościowych graczy, którzy wchodząc na boisko wnoszą określone wartości. To nie przypadek czy gospodarskie sędziowanie są przyczynami naszych porażek w końcówkach. Po prostu zawodnicy, którzy przez 30 minut dali z siebie wszystko, udowadniając, że są lepsi od rywali, w ostatniej kwarcie tracą swe walory: szybkość precyzję i kreatywność.
Coraz trudniej będzie się nam przebić do finałowych rozgrywek. System selekcji jest bezwzględny, poziom coraz bardziej wyrównany. Czasami o końcowym sukcesie decydują indywidualności, ale najważniejsza jest podstawa, grupa ludzi, może nie wybitnych, ale solidnych, o odpowiednich kwalifikacjach i doświadczeniu. Z nich trener wybiera kadrowiczów w najlepszej formie i pod konkretnego przeciwnika. Tak jest w federacjach, gdzie podjęto dialog na linii: narodowy związek sportowy – organizator ligi i doszło do rozsądnego kompromisu.
Nikt nie neguje potrzeby gry w polskich zespołach klubowych obcokrajowców, ale niech to będą wybitne jednostki, które po pierwsze uatrakcyjnią widowisko, po drugie będą dobrym przykładem dla rodzimych zawodników. U nas formułę open traktuje się dosłownie, a efekty tych działań widzimy i w koszykówce i w futbolu.
Byliśmy i będziemy uczestnikami Mistrzostw Europy w obu dyscyplinach, ale nie dlatego, że jesteśmy lepsi. Taki jest po prostu przywilej gospodarza imprezy. Ale to się może zdarzyć raz na kilkadziesiąt lat.